sobota, 9 lutego 2019

Część Druga: Rozdział 21

      Zbudziłem się w nocy, słysząc jakieś dźwięki.
      — Llion? — spytałem. Kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do panującej ciemności ujrzałem moją żonę. Siedziała na krańcu łóżka, trzymając się za brzuch. — Wszystko w porządku? — Przysunąłem się do niej, nakrywając jej dłonie. Posłała mi uśmiech.
         — Strasznie kopie — poskarżyła. Westchnąłem cicho.
      Llion była w ciąży. Nosiła pod sercem moje dziecko. Martwiłem się o nią. Była taka słaba.
       — Nie przeszkadzaj sobie — poleciła.
        — Nie usnę, widząc, że moja żona cierpi — odparłem. Przysnąłem się, siadając za nią. Objąłem ją delikatnie, całując w kark. Rozluźniła się. Poczułem jak opiera się o mój tors.
      Sam nie wiem kiedy to nastąpiło, ale ja i Llion bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Na początku ślub był tylko formalnością, czymś co ma zapobiec wojnie. Obydwoje zostaliśmy do tego zmuszeni, nie mając innego wyjścia. Cieszyłem się jednak. Chciałem dbać o Llion. Zaufała mi, tak jak ja zaufałem jej. Nie planowaliśmy tego, ale się pokochaliśmy.
        — Edmund? — Z zamyśleń wyrwał mnie cichy głos dziewczyny.
       — Słucham? — Lion przekręciła się do mnie przodem. Położyła dłonie na mojej piersi. Jej oczy lśniły w blasku księżyca. Zmarszczyłem brwi. Coś ją martwiło? Chodziło o ciążę?
       — Nie chcę spać — powiedziała.
       — Powinnaś dużo odpoczywać. Sen dobrze ci zrobi — odparłem. Zagryzła wargę, spuszczając wzrok. Jej palce zacisnęły się na mojej koszuli.
      — Miewam koszmary — szepnęła. Westchnąłem cicho. Ująłem jej twarz, zmuszając by na mnie spojrzała.
        — Jestem przy tobie. Nic ci nie grozi — odparłem. — Chcesz mi o nich opowiedzieć? — dodałem po chwili. Llion kiwnęła głową. Ująłem jej dłonie, chcąc dodać jej w ten sposób otuchy. Dlaczego tak bardzo przejmowała się snami? Może stresowała się przez ciążę i za dużo nad tym rozmyślała.
         — Od jakiegoś czasu śni mi się cały czas to samo — rzekła. — Zawsze w moim śnie pojawia się śnieg. Stoję sama na pustej polanie a po moim ciele pnie się lód. Nie mogę się ruszać. Czuję jak moje ciało sztywnieje. A potem pojawia się dziecko... — Llion zadrżała. Jej głos się załamał.
       — Llion... — Chciałam ją objąć i powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale ona pokręciła głową.
       — To nie koniec. Te dziecko... To chłopiec. Rośnie na moich oczach. Potem trzyma miecz. Jego dłonie są we krwi. Patrzy na mnie i zamachuje się. — Llion wyrwała swoje dłonie z moich i zakryła twarz, płacząc. — Potem się budzę — dodała. Jej ciało drżało od szlochu. Bardzo to przeżywała. Po chwili nakryła swój brzuch.
        — Co jeśli te dziecko to nasz syn? Co jeśli on wyrośnie na kogoś złego i nas zabije? Nie każ mi się uspokajać. Ten sen jest zawsze taki realny. No i ten chłopiec. Wygląda jak ty — rzekła. Nie chciałem mówić, że mnie to niepokoi.
          — Wszystko będzie dobrze — odparłem w końcu. Zacząłem się jednak zastanawiać czy sny Llion mogą okazać się prorocze. Jeśli urodziłby mi się syn z pewnością byłby brany pod uwagę jako przyszły władca zważywszy na to, że Piotr i Kaspian nie mają dzieci. Nie musiałby walczyć o tron.
         — Spróbuj usnąć — poleciłem. — Będę tuż obok — dodałem, posyłając Llion uśmiech. Dziewczyna otarła łzy z twarzy. Położyła się, a wtedy zająłem miejsce obok niej. Objąłem ją delikatnie i pocałował w skroń. Po chwili usłyszałem jej spokojny oddech. Udało jej się usnąć. Ja jednak nie mogłem zmrużyć oka.

       — Edmund? — Z zamyśleń wyrwał mnie głos Łucji. Podniosłem wzrok, orientując się, że wszyscy na mnie patrzą. jedliśmy śniadanie, jednak jedzenie z mojego talerza zostało nietknięte. Poczułem dłoń Llion na moim udzie. Ująłem ją. Nie chciałem jej zamartwiać.
        — Nie masz apetytu? — spytała Zuzanna.
        — Myślałem o czymś — odparłem.
        — Daj mu spokój Zuza — wtrącił Piotr. — Pewnie się biedak stresuje ojcostwem — rzekł. Rzuciłem mu gniewnie spojrzenie. Jak zwykle musiał podzielić się swoim zdaniem.
          — Nie stresuję się — warknąłem.
         — To normalne Ed, że czujesz niepewność — powiedział nagle Kaspian. Przewróciłem oczami. Jeszcze jego opinii tu brakowało! Ostatnio spostrzegłem, że mój brat i Kaspian za dużo czasu spędzają razem.
         — Zajmijcie się swoimi sprawami — poleciłem. Nastała cisza. I dobrze. Odsunąłem się od stołu, puszczając dłoń Llion. Dziewczyna spojrzała na mnie.
        — W porządku? — szepnęła. Kiwnąłem głową. Nie chciałem jej martwić.
        — Nie jestem głodny. Idę się przejść — rzekłem.
        Moje myśli kłębiły się, nie dając mi spokoju. Musiałem wyjść na świeże powietrze by odetchnąć i się skupić. Wyszedłem więc na taras. Usiadłem na balustradzie, przerzucając nogi na drugą stronę.
        — Ed? — Usłyszałem nagle głos Zuzanny. Podeszła do mnie, spoglądając na ogród. Westchnąłem głośno.
         — To mnie przerasta — powiedziałem.
        — Nie bądź wobec siebie taki surowy. Według mnie radzisz sobie bardzo dobrze — odparła.
         — Boję się, że nie będę dobrym ojcem — rzekłem. Zuzanna położyła dłoń na moich plecach.
        — Każdy na twoim miejscu by się zastanawiał, to normalne. Wierzę jednak, że będziesz świetnym ojcem, tak jak świetnym mężem jesteś — odrzekła. Poklepała mnie po plecach, próbując dodać mi otuchy. Miałem nadzieję, że rzeczywistość okaże się o wiele prostsza niż ją sobie wyobrażałem.
.
.
.
.
.
.
template by oreuis