sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 12

  
   Przez noc spadł śnieg i zrobiło się nieznośnie zimno. Najwyraźniej Jadis nie próżnowała i za wszelką cenę chciała nas osłabić, przez co martwiłam się bardziej. Armia nie ma szans w takich warunkach! Chłód przenikał aż do kości przez co ciało drętwiało. Nawet Edmund nie będzie w stanie utrzymać miecza. Jeszcze jedna rzecz napawała mnie przerażeniem. Na białym śniegu łatwiej będzie dostrzec purpurową krew.
     Musiałam przysiąc Edmundowi, że pod żadnym pozorem nie będę uczestniczyć w walce. Chłopak wymusił na mnie obietnicę, nawet nie chciał słuchać żadnych argumentów przeciw. Przecież nie musiałabym biegać z bronią w ręku. Mogłabym stanąć na tyle i z pewnością nic by mi się nie stało. Mimo iż brzydziłam się wojen, pragnęłam móc ją widzieć, chociażby po to by mieć Edmunda na oku. Nie potrafiłam znieść tego, że może go zabraknąć. 
     Zdziwiło mnie to, że Edmund kazał mi udać się do zamku Piotra, na którym była już Łucja. Jego brat zjawił się rankiem ze swoją armią, przez co moje serce zaczęło bić niespokojnie. Nie mogłam jednak pochwycić się tej niewielkiej emocji, bo nadzieja to najgorsza rzecz. Po niej zostaje tylko rozczarowanie i ból, które zagnieżdżają się w nas głęboko i trudno będzie się ich pozbyć, tak by przy tym nie ucierpieć. 
     Edmund nie przewidział jednak pewnej rzeczy — nie miałam najmniejszej ochoty go słuchać, więc wcale nie udałam się do zamku. Jeszcze tego by brakowało bym została tam z Łucją, już wojna pisała mi ciekawszy scenariusz. 
     Zamiast na zamek, skręciłam w stronę lasu. Zabrałam z obozu jeden, niewielki miecz, tak na wszelki wypadek. Zdawałam sobie sprawę, że i tak nie mam żadnych szans z chociażby karłem. Wątpiłam jednak bym napotkała na swojej drodze wroga. Chyba wszyscy będą zajęci walką i nawet nie przyjdzie im do głowy, że bezbronnej dziewczynie zachciało się chodzić na obrzeżach lasu, niedaleko pola bitwy. 
     Znalazłam wielkie drzewo ze szczeliną tak dużą, że bez problemu mogłam się do niej wcisnąć i ochronić przez mroźnym wiatrem. Na dodatek miałam stąd dobry widok. 
     
     Siedziałam w bezruchu z dobrą godzinę. Zaczęły mi sztywnieć ręce i nogi. Nagle usłyszałam jakieś dźwięki. Serce podeszło mi do gardła. Błagałam w myślach by nie okazał się to wróg. Wypełzłam z pnia, unosząc miecz do góry. Starałam się przypomnieć sobie jak najszybciej to wszystko, co pokazywał mi Edmund. Nie napinaj mięśni, rozluźnij się, miecz to przedłużenie twojej kończyny. W praktyce to wcale nie było takie proste. Moje knykcie zrobiły się białe. Serce wybijało szaleńczy rytm. Cudem będzie jak nie zemdleję z nadmiaru emocji. Odgłos krok był coraz głośniejszy. Przełknęłam niewidzialną gulę, która zaczęła zapychać moje gardło. Krew szumiała mi w uszach, zagłuszając wszystkie inne dźwięki. A mogłam posłuchać Edmunda, siedzieć teraz bezpieczna w zamku, starając się znieść Łucję.
     Nagle zza drzew wyskoczył ciemny wilk. Zaczął warczeć na mnie. Z trudem powstrzymałam swoje ciało od drżenia. Bałam się, że miecz zaraz mi wyślizgnie się z rąk, które stały się wilgotne. Na moim czole zebrały się kropelki potu.
     — Kogo my tu mamy. — Zwierzę schyliło łeb, patrząc na mnie, szczerząc swoje kły. W jego ciemnych oczach odbijała się moja przerażona twarz.
     — Idź stąd, bo inaczej śnieg zabarwi się na czerwono twoją krwią! — Mój głos zadrżał, za co skarciłam się w myślach. Wilk zaśmiał się w upiorny sposób.
     — Odłóż to, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę — warknął, podchodząc do mnie. Ostrze miecza, kierowała w jego stronę, on jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi. Czy rzeczywiście wyglądałam tak żałośnie? — Chodź ze mną, Jadis z pewnością ucieszy się na twój widok — dodał. Moje policzki zrobiły się czerwone.
     — Nigdy do was nie dołączę! — rzekłam ostro. Nie miałam pojęcia co mną kierowało, chyba adrenalina, bo rzuciłam się na zwierzę, które nie spodziewało się chyba ataku z mojej strony. Nie udało mi się jednak dosięgnąć go mieczem. Zachwiałam się, przewracając. Upadłam plecami na zimny śnieg, tracąc na chwilę dech. Wilk skoczył na mnie. Z moich ust wydobył się krzyk. Poczułam ból po lewej stronie twarzy. Po chwili coś ciepłego zaczęło sączyć się z mojego łuku brwiowego i policzka. Krew. Na śnieg kapały czerwone krople. Zakręciło mi się w głowie. Nagle machnęłam prawą ręką, w której trzymałam miecz. Ostrze przeszyło powietrze, zagłębiając się w karku wilka. Zwierzę zaczęło skamleć i szarpać się. Dźwignęłam się, posyłając go kopniakiem w bok. Czułam gniew, mrowiła mnie skóra. Znowu się zamachnęłam, celując w głowę mojego przeciwnika. Zamknęłam oczy, kiedy ostrze wbiło się w jego łeb. Po chwili ogarnęło mną zmęczenie. Miałam wrażenie, że w ciągu jednej, krótkiej sekundy opuściły mnie siły. Osunęłam się na kolana. Krew, która płynęła po mojej twarzy, zamazała mi obraz. Opadłam na śnieg, jęcząc cicho z bólu. Zaczęłam płakać. Śnieg, łzy, krew i pot zaczęły się ze sobą łączyć. Moja twarz przyciśnięta była do ziemi. Dusiłam się. Moje ciało zaczęło drżeć z zimna.
     Ocknęłam się nagle. Dźwignęłam się do pozycji siedzącej, widząc szkarłatne plamy na śniegu. Niecały metr dalej leżał nieżywy wilk. Spuściłam wzrok, nie chcąc widzieć ran, które mu zadałam. Podniosłam z ziemi miecz, podpierając się nim by wstać. Nogi miałam jak z waty, ledwo co mogłam na nich ustać. Nagle do moich uszu dobiegł szczęk oręża. Bitwa. Edmund walczy. Zapomniałam o zmęczeniu i bólu, zmuszając się do jeszcze jednego wysiłku. Zaczęłam biec, chcąc zdążyć, sama nie wiedziałam przed czym. W oddali ujrzałam wojska i wielu poległych. Błagałam w myślach bym wśród nich nie znalazła znajomej twarzy. Przeskakiwałam nad trupami, starając się na nich nie patrzeć. Dlaczego tylu ludzi i Narnijczyków umarło? Zdawało mi się, że leży ich tu więcej od wrogów.
     Spostrzegłam, że goni mnie jedna z wiedźm. Byłą straszna. Jej skóra cała była pomarszczona. Sięgała mi ledwie ramion, mimo to, bałam się niej. W długich, kościstych palcach trzymała sztylet. Byłą dość szybka. Z sekundy na sekundę odległość między nami malała. Słyszałam jej szalony śmiech. Nie chciałam umierać! Zaczęłam się zastanawiać czy dam sobie z nią radę. Wilka pokonałam, przez przypadek, ale jednak. Czy szczęście znowu mi dopisze?
     Czułam już oddech wiedźmy na karku. Zacisnęłam usta, decydując się z nią walczyć. Obróciłam się, tnąc mieczem powietrze. Mój przeciwnik odskoczył z krzykiem. Chybiłam, czując ból w ramieniu. Chyba go sobie nadwyrężyłam. Chwyciłam broń oburącz, starając się przyjąć pozycję obronną. Gdy walczyłam z Edmundem wszystko wydawało się takie proste i łatwe. Wiedźma rzuciła się na mnie, próbując dźgnąć mnie sztyletem. Nie spodziewałam się, że będzie taka silna. Atakowała z furią, nie dając mi czasu na przewidzenie jej ruchu. Nagle potknęłam się, lądując na plecach w zaspie. To koniec! Odetchnęłam głęboko, zdając sobie sprawę, że zaraz stracę życie. Wiedźma chwyciła oburącz sztylet, unosząc go. Zaraz pchnie go w mój brzuch. Już nawet nie chciało mi się płakać. Patrzyłam na nią, czując złość i bezradność. Nagle wiedźma wydała z siebie dziwny dźwięk. broń wypadła jej z rąk, uderzając mnie trzonkiem w udo. Prócz tego, że nabiła mi siniaka, nie odniosłam poważniejszych obrażeń. Patrzyłam, jak łapie się za brzuch. Z jej ust padały słowa nie z tego języka. Po chwili zaczęła pluć czarną krwią. Jej ciało drżało. W końcu upadła, przestając się ruszać. Dopiero teraz spostrzegłam, że ktoś za nią stał, z mieczem w ręku. Musiał ją zabić.
     — Mirin, co ty tu robisz?! — Poznałam ten głos. Piotr. Chłopak przeszedł nad ciałem widźmy, podchodząc do mnie. Chwycił mnie za ramiona, podnosząc do góry.
     — Gdzie jest Edmund? — spytałam, czując jak mój głos drży. Piotr nie odpowiedział.
     — Wracaj na zamek, tam będziesz bezpieczna — rzekł. Pokręciłam głową. Zdawałam sobie sprawę, że to nie najlepsza pora na rozmowę, ale musiałam dowiedzieć się gdzie jest Edmund.
     — Powiedz mi chociaż czy on żyje — poleciłam, łapiąc jego ramiona i szarpiąc nimi rozpaczliwie.
     — Jeśli mnie zaraz nie puścisz, może zginąć — odparł. O czym on mówił? Obejrzałam się, patrząc tam gdzie on. Serce podeszło mi do gardła, gdy ujrzałam Edmunda zbliżającego się do Jadis. Czy on zwariował? Ze wszystkich wrogów musiał wybrać akurat ją? Znowu zaczął padać śnieg. Powietrze stało się mroźniejsze. Spojrzałam na Piotra.
     — Ratuj go — poleciłam szeptem. Chłopak ścisnął mocniej miecz w dłoni.
     — Idź do zamku — powiedział, po czym ruszył w stronę brata.
     Nie mogłam iść do zamku, nie teraz, kiedy Edmund ma walczyć z Białą Czarownicą. Rozum podpowiadał mi, że chłopak nie ma z nią żadnych szans. Serce jednak uważało inaczej. Pochwyciłam się tej nikłej nadziei, błagając by wszystko skończyło się dobrze. Przecież Piotr mu pomoże. Razem im się uda.
     Miałam wrażenie, że walka ucichła. Wszyscy przerwali i wpatrywali się teraz w Jadis i Edmunda. Zaczęłam się skradać w ich stronę, by móc lepiej widzieć przebieg pojedynku.
     — Edmundzie, jak miło jest znów ciebie ujrzeć. Czyżbyś w końcu zmądrzał i chciał do mnie dołączyć? — Biała Czarownica uśmiechnęła się, jakby zapomniała, że właśnie trwa wojna i to ona przyczyniła się do jej wybuchu. Widziałam jak Edmund napina mięśnie. Był wściekły. Wiedziałam, że kwestią czasu jest nim się na nią rzuci. Ręka zaczęła mu drżeć. Bał się? — Widzę, że chyba się nie porozumiemy. — Białą czarownica uniosła swój miecz. Naglę oboje rzucili się na siebie, tnąc ostrzami powietrze.
     — Zrób coś! — Podbiegłam do Piotra, szarpiąc go za rękę. Dlaczego nie pomagał bratu? Chłopak spojrzał na mnie, zaciskając wargi. Czy on chciał by Edmund umarł?
     — Da sobie radę — odparł. Jego głos jednak nie był spokojny. Denerwował się nie mniej ode mnie. Patrzyłam z bólem serca jak Edmund broni się przed Jadis. Za każdym razem zdążył sparować atak, jednak ani razu nie zaatakował. Na co on czekał? Wielkie płatki śniegu osiadały na jego kruczoczarnych włosach. Przy Białej Czarownicy wyglądał dość mizernie. Przypominał raczej małego, wystraszonego chłopca. Zniknął gdzieś ten błysk w jego oczach, a na twarzy pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia. Edmund nie był idealny — dopiero teraz to spostrzegłam. Miał wiele wad, których wcześniej nie byłam w stanie dostrzec.
     Skarciłam się w myślach, że myślę o chłopaku w taki sposób. I co z tego, że nie był perfekcyjny? To właśnie jemu oddałam moje serce.
     Edmund poślizgnął się nagle. Wstrzymałam oddech. W ostatniej chwili udało mu się złapać równowagę i uniknąć ciosu, który miał zamiar pozbawić go głowy. Teraz to on zaatakował, przerzucając miecz z lewej ręki do prawej. Jadis nie spodziewała się tego, chyba już myślała, że go pokonała. Nagle jej broń wystrzeliła z jej dłoni, lądując w zaspie. Edmund pchnął mieczem w jej bok. Czarownica opadła na kolana, łapiąc się za ranę, której pomału zaczęła sączyć się krew.
     — Historie lubią się powtarzać, co nie Jadis? — Edmund przyłożył ostrze do jej szyi. Ona jednak nie wyglądała na przerażoną mimo swojej porażki. Uśmiechnęła się.
     — Naprawdę myślisz, że zabijając mnie teraz, uśmiercisz mnie na zawsze? — spytała. — Cząstka mnie pozostanie na tym świecie, a ty będziesz o nią dbał i nawet się nie spostrzeżesz, jaka ona jest zabójcza. Pokochasz ją, a ona doprowadzi cię do śmierci. — Nagle spojrzała na mnie, a ja miałam wrażenie, że krew zamarza mi w żyłach. Uśmiechnęła się znowu. — Na co czekasz? Zaczynasz wątpić czy to co robisz jest słuszne, Edmundzie? — Chłopak ścisnął mocniej trzonek miecza, aż pobielały mu knykcie.
     — To już koniec — szepnął. Po chwili Jadis upadła martwa na ziemię. Armia wroga zaczęła się wycofywać. Nie którzy sami odbierali sobie życie. Ja jednak nie zwracałam na to już uwagi.
     — Edmund! — Chłopak wzdrygnął się, słysząc mój głos. Odwrócił się w moją stronę. Podbiegłam do niego, rzucając mu się na szyję. Cała drżałam, tak samo jak on.
     — Co ci się stało? — Edmund przejechał palcem po moim policzku. — Brałaś udział w walce? — spytał, marszcząc brwi. Nie chciałam o tym mówić.
     — Przepraszam — wyszeptałam. — Jak widzisz nic mi nie jest, więc nie mówmy już o tym — poleciłam. Edmund objął mnie, chowając twarz w mojej szyi. Łaskotał mnie swoim szorstkim zarostem.
     — Na pewno nic ci nie jest? — Chłopak odsunął się, patrząc na mnie i oceniając szkody. Po chwili ujął moją dłoń. — Chodź, zasłużyłaś na odpoczynek — rzekł, uśmiechając się delikatnie.

________________________________________________
No i jest rozdział! Mam nadzieję, że się podobał ♥ Od razu Wam mówię, że to nie jest koniec c: Mam jeszcze parę pomysłów :> Oczywiście Wy też możecie mi podpowiadać, co Waszym zdaniem powinno się wydarzyć c: Może to uwzględnię? 
Zapraszam też na Narnia's Lullaby (jeżeli jeszcze Was tam nie było ♥)
Mam nadzieję, że spotkamy się w komentarzach ☺
oreuis

3 komentarze:

  1. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to ta cudna sygnatura. Cudna? Boska. Po prostu boska i do tego ten spadający śnieg *.*
    No, ale rozdział.
    Walka, krew, walka, jeszcze więcej krwi... Podoba mi się.
    Kurcze. Nie wiem co mam dalej pisać. Tak jak ostatnio ty nie miałaś weny, tak ja nie mam jej teraz. Tak w ogóle to przygotowałam pięciostronicowy rozdział na 23 grudnia :v
    Ale co się może zdarzyć?
    Mirin jest córką Jadis i nie pisz, że nie. Ja wiem swoje. Edek jak się o tym dowie to wpadnie w złość, będzie wściekły. W przypływie emocji rzuci się z pięściami na Mirin, a wtedy wpadnie Piotreł (bo tak, nie róbmy go cały czas takiego złego) i zaczną się lać. A wtedy Mirin będzie próbowała ich powstrzymać, ale oni dalej swoje i... Nie, to się nie trzyma niczego. Wybacz, nie jestem w tym zbyt dobra, ale sugeruję, żeby znaleźć w końcu kogoś Piotrełowi. Niech ma coś od życia. A Łucję dajmy na pożarcie rudym wiewiórom ☺
    Ja na prawdę nie potrafię dopowiadać czegoś do czyichś opowiadań.
    Weny,
    ~Zjawa

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przepraszam za nie skomentowanie twojego poprzedniego rozdziału. Miałam wtedy testy próbne i...eh. Przejdę do komentowania.
    "Cząstka mnie pozostanie na tym świecie, a ty będziesz o nią dbał i nawet się nie spostrzeżesz, jaka ona jest zabójcza. Pokochasz ją, a ona doprowadzi cię do śmierci."
    Mirin! Dobra, albo ona jest jej córką albo zrobiłaś coś na kształt Harry'ego Pottera. Wiesz, Voldemort umieścił cząstkę swojej duszy w ciele Pottera i dzięki temu Voldek był nieśmiertelny.
    Krew, dużo krwi. Uwielbiam krwawe rozdziały. Ciekawa jestem jak dużo krwi poleje się podczas konfrontacji Piotreq & Edmund. W końcu konfrontacja będzie co nie? ;D
    Właśnie Piotreł. Trzeba mu dać ukochaną! Proponuję facetkę równie mściwą i bezwzględną jak Piotr. W końcu w początkowych rozdziałach dał popalić Mirin, nie? Na początku Pietreł nie będzie zwracał na nią uwagi, potem wymyśli plan zddobycia Mirin w którym mściwa facetka mu pomoże i tak się do siebie zbliżą ♥
    Ah, te moje fantazje xD
    Weny!
    ~ Huncwotka Vicky

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze- nieziemska sygnaturka. Zakochałam się. Taka świąteczna i iście narnijska c;
    po drugie. Jest duuuzo Piotreła, dużo krwi, dużo cierpienia i ogólnie dużo tego co lubię w dobrych rozdziałach. Bo ten rozdział bardzo mi się podobał. Nie mam ostatnio pomysłów na komentarze. Jednak wiem, że zadowolilo nawet zwykle "extra". Możliwe ze po świętach będę miała więcej pomysłów, i czasu, i będę je postrafila przelać na Internety. <;
    A poza tym kocham twoje pomysły. No to chyba tyle. Wesołych świąt ❤
    LORA
    opowiesciznarnii-noweczasy.blogspot.com
    Ps. Znajdz Piotrełkowi jakas dziewczynę . Tak zwany świąteczny cud no. C;

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz c:

.
.
.
.
.
.
template by oreuis