czwartek, 24 września 2015

Rozdział 04

     Wraz z Edmundem leżeliśmy na dworze skryci w cieniu drzew, niewidoczni dla innych. Moja głowa oparta była na piersi chłopaka. Wsłuchiwałam się w wolne i spokojne bicie jego serca. Jego dłoń gładziła mnie po głowie, sprawiając, że czułam się wyjątkowo. Obydwoje milczeliśmy. W tym momencie słowa wydawały się być zbędne. Podparłam się łokciami by spojrzeć na Edmunda z góry.
     — O czym myślisz? — spytałam, dotykając delikatnie jego policzka. Chłopak obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
     — Co ty na to by uciec stąd? Gdzieś daleko. Żaden Piotr nam by nie zagrażał — powiedział. Pozytywnie zaskoczyła mnie jego propozycja. Nigdy bym nawet nie ośmieliła się o tym pomyśleć.
     — I co potem? — zadałam kolejne pytanie, pochylając się na Edmundem. Imponował mi i to bardzo. Był przystojny, dobrze władał bronią, przejawiał się wielką inteligencją, czegóż chcieć więcej?
     — Znajdziemy sobie jakiś dom, założymy rodzinę...
     Zaśmiałam się, słysząc jego słowa. Na moje policzki wyskoczyły rumieńce. Ujęłam jego twarz, zaglądając mu prosto w oczy. Uwielbiałam jego tęczówki.
     — Ty tak na serio? Naprawdę chcesz ze mną mieszkać? Pragniesz bym rodziła ci dzieci? Nie jestem wyjątkowa, z pewnością w swoim życiu spotkałeś idealniejsze kandydatki na żony — powiedziałam. W sumie to my się prawie nie znaliśmy. Co ja o nim wiedziałam? Był królem, jego brat to tyran, zrzekł się korony by stać się normalnym człowiekiem.
     — Nie wierzysz, że rzeczywiście darzę cię uczuciem? — spytał po chwili. Zagryzłam wargę, zastanawiając się nad tym. Ta rozmowa schodziła na zły tor, bałam się, że za chwilę go stracę, że powiem coś głupiego, co później będzie miała katastrofalne skutki, więc przycisnęłam swoje usta do jego ust, chcąc zmienić temat. Silne ramiona Edmunda zamknęły się wokół mojej tali.
     — Jeśli chcesz to ci to powiem — szepnął nagle chłopak. Nasze oddechy zderzały się ze sobą. Otworzyłam powoli oczy, patrząc na jego piękną twarz. W jego rysach było coś szlachetnego, nie dało się tego ukryć i zaczęłam się zastanawiać dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam.
     — Powiedz — poleciłam, opierając swoje czoło o jego. Nasze usta dzieliło od siebie z pięć centymetrów.
     — Kocham cię Mirin — rzekł. Uśmiechnęłam się, kiedy dotarło do mnie, że te słowa są kierowane do mnie i tylko do mnie.
     — Bierz konia i uciekamy — poleciłam.

     Po pół godzinie jazdy zaczęłam żałować, że jadę na tym paskudnym zwierzęciu. Jak ludzie mogą lubić konie? Wielkie to i niebezpieczne — może kopnąć i cię zabić. Moje uda już dawno odmówiły mi posłuszeństwa. Cała byłam zdrętwiała i tylko zarys mięśni Edmunda sprawiał, że jeszcze nie zrezygnowałam z tej wyprawy.
     Nikomu nic nie powiedzieliśmy, ani mojemu ojcu, ani Łucji czy Kaspianowi; nikt nie wiedział, że Ja i Edmund zapragnęliśmy nagle razem zamieszkać z dala od tyrani króla Piotra.
     Straciłam orientacje w terenie. Zdawało mi się, że kręcimy się w kółka, co chwila mijaliśmy podobne drzewa czy skały.
     — Zatrzymamy się tu — powiedział nagle Edmund. Puściłam się go i pozwoliłam mu zejść z konia. Następnie zsunęłam mu się w ramiona i stanęłam na ziemi.
     — Co tak szumi? —spytałam, rozglądając się. Chłopak przywiązał konia do drzewa i podszedł do mnie.
     — Morze — odrzekł, wskazując na wschód.

     W końcu nadszedł wieczór, więc Edmund rozpalił ognisko. Kiedy położył się i zdawało mi się, że już śpi, ruszyłam w stronę morza. Woda była spokojna, zero fal, zero chłodnego wiatru. Było przyjemnie ciepło. Postanowiłam wejść do morza. Zdjęłam ubranie, kładąc je na brzegu i powoli zanurzyłam się. Światło księżyca sprawiało, że noc wcale nie była taka ciemna. Woda sięgała mi do ramion. Spojrzałam w niebo, oglądając gwiazdy. Wyglądały niesamowicie: małe, świetliste punkciki na granatowym tle.
     Kidy się odwróciłam, spostrzegłam na plaży postać. Edmund. Co on tu robił? Przecież spał... Dobrze, że było ciemno, bo moja twarz zrobiła się czerwona.
     — Cześć — powiedział. Nawet z tej odległości widziałam, że się uśmiecha. Mimo iż prawie cała byłam pod wodą, zakryłam sobie piersi.
     — Mógłbyś się odwrócić? — poprosiłam. Zauważyłam błysk w jego oczach, co oznaczało tylko jedną odpowiedź:
     — Nie.
     Miałam ochotę podejść do niego i mocno uderzyć, ale jak wiadomo nie mogłam się ruszyć z miejsca.
     — Nie idziesz tu? — spytał po chwili z nadzieją w głosie. Co za tępy, mało inteligenty pajac... Co ja w nim takiego wyjątkowego widziałam? — W takim razie ja idę do ciebie — dodał. Serce zabiło mi szybciej w piersi, on był nienormalny! Mimo iż nie było mi zimno zaczęłam drżeć. Edmund zdjął tylko buty (mógł chociaż być wobec mnie solidarny i zdjąć ubranie, wtedy może inaczej podeszłabym do tej sprawy...). Dość sprawnie i szybko znalazł się na przeciw mnie.
     — Ładnie tak wyglądasz — powiedział, uśmiechając się krzywo. Zacisnęłam wargi i ochlapałam mu twarz. Woda ściekała mu po grzywce. Koszula przykleiła się do ciała przez co lepiej widziałam zarys jego mięśni. Chłopak potarł swoje oczy i spojrzał na mnie.
     — Okej, zasłużyłem na to — rzekł. Wyciągnął ręce jakby chciał mnie przytulić. Zrobiłam mały krok do tyłu, nie wiedząc czy pozwolić mu na to czy nie. — Może ponurkujemy? — spytał, po chwili, unosząc brew do góry.
     — Edmund! — Znowu go ochlapałam tym razem bardziej. Chłopak uniósł ręce w obronnym geście. Miałam nadzieję, że się już poddał. Przyglądałam się mu jak zdejmuje koszulę przez głowę i mi ją podaje. Bez wahania ubrałam ją, czując ulgę. Nie byłam już całkowicie naga. Zaczęłam iść w stronę brzegu. Edmund gwizdnął za mną, przez co znowu moja twarz miała kolor purpurowy. Miałam tą świadomość, że koszula jest mokra i prawie wszystko prześwituje. Chwyciłam moje, złożone ubranie i przycisnęłam je sobie do piersi.
     — Mogę się chociaż w spokoju przebrać? —spytałam z nadzieją w głosie. Edmund westchnął i odwrócił się, krzyżując ręce na piersi.
     —Minuta prywatności — oznajmił. Nie potrzebowałam więcej. Szybko zdjęłam mokrą koszulę chłopaka i ubrałam swoją. Naciągnęłam na nogi spodnie i założyłam buty. Minęło kilkanaście sekund. Ciekawa byłam czy Edmund liczy czas, czy może nie. Podeszłam do niego cicho. Musiałam przyznać, że miał ładne plecy. Pocałowałam go w kark, po czym się wzdrygnął. Odwrócił się w moją stronę i wtedy rzuciłam mu w twarz jego mokre ubranie.
     Siedzieliśmy przy ognisku, wsłuchując się w nocną ciszę. Blask płomieni rzucał cienie dookoła przez co las wydawał się być groźny. Zadrżałam na samą myśl o tym co może się tu znajdować. Mięsożerne niedźwiedzie, groźne minotaury, dzikie satyry i waleczne centaury. Tych ostatnich lubiłam najmniej może dlatego, że zbytnio przypominały mi konie. Zerknęłam na Edmunda, mając nadzieję zobaczyć w jego oczach strach. Zawiodłam się. Chłopak nie był przerażony nawet odrobinę, czuł się swobodnie co lekko mnie irytowało.
     — Postaraj się zasnąć. Nie bój się, będę czuwał — rzekł po chwili, kładąc dłoń na trzonku miecza. W sumie to nie był taki głupi pomysł. Edmund jest dobry w fechtunku, więc nie będzie mieć problemów z obroną. Położyłam się więc, zamykając oczy. W końcu dopadł mnie sen.
     Zbudził mnie chłodny wiatr. Podniosłam się, obejmując swoje ramiona. Ognisko już tylko się tliło. Rozejrzałam się dookoła, orientując się, że nigdzie nie wiedzę Edmunda. Serce podeszło mi do gardła. Podniosłam się prędko, szukając wzrokiem chłopaka, przecież nie mógł wyparować.
     — Edmund! — zawołałam, czego po chwili pożałowałam. Przecież mogę w ten sposób zwabić do siebie dzikie stwory. Zaczęłam pomału panikować, nie znałam tego lasu, więc nie wiedziałam gdzie iść. — Ed — szepnęłam ostro, mając nadzieję, że chłopak to usłyszy. Po chwili zaczęłam biec przed siebie, wpadając na drzewa i potykając się o wystające korzenie. Nagle wpadłam w coś, a raczej kogoś. Odbiłam się od pleców Edmunda, lądując na tyłku. Jęknęłam, czując ból w kości ogonowej.
     — Gdzieś ty był? — spytałam, czując ulgę. Znalazłam go. Podniosłam się, stając obok niego. Kilka metrów dalej coś leżało. Zmarszczyłam brwi, nie potrafiąc tego zidentyfikować. Co to za zwierzę?  — Co to? — spytałam niepewnie. Edmund westchnął głośno. Podszedł do leżącego truchła i kopnął je lekko nogą, przekręcając na plecy. Zakryłam usta dłonią, powstrzymując krzyk. — Co to! —spytałam ponownie, rozróżniając owłosione ręce, szpetną., zwierzęcą twarz i kopyta zamiast nóg.
     — Satyr, ktoś spiłował mu rogi, a potem zabił — rzekł, odwracając się w moją stronę. W oczach Edmunda pojawiły się liczne emocje. Nie musiałam pytać, bo wiedziałam, że to robota Piotra. — Chodź stąd, tu nie jest bezpiecznie — rzekł po chwili, łapiąc moją dłoń. Zgadzałam się z tym w stu procentach, pragnęłam jak najszybciej opuścić to miejsce.
     Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Nie potrafiłam zacząć żadnego, sensownego tematu. Nagle koń, na którym jechaliśmy zaczął wariować. Stanął na dwóch nogach, przez co spadliśmy. Edmund wylądował ciężko na mnie, pozbawiając na moment tchu. Po chwili dźwignął się ze mnie i pomógł mi wstać. Po naszym rumaku nie było ani śladu.
     — Co teraz zrobimy? — spytałam, rozglądając się. Chłopak przyłożył palec do ust, nakazując mi być cicho i wyciągnął miecz z pochwy. Nie podobało to mi się. Rozejrzałam się, szukając potencjalnego zagrożenia, ale nic nie zauważyłam. Ed ujął moją dłoń, ciągnąc mnie gdzieś. Szłam w ciszy, pozwalając mu się prowadzić. Po chwili do moich uszu zaczęły dochodzić pewne dźwięki. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się co może je wydawać. Miałam wrażenie jakby coś się kruszyło. Zatrzymaliśmy się w końcu. Przed nami kończył się las. Edmund podszedł cicho do dużego drzewa i schował się za nim, wyglądając dyskretnie. Ruszyłam do niego. To co zobaczyłam przerosło mnie. Rozpoznałam Piotra, stał na środku wielkiej polany i krzyczał coś do ludzi, którzy w pocie czoła harowali i stawiali skalne bloki. Wyglądało to jakby budowali coś.
     — O co chodzi? — szepnęłam. Nagle coś chwyciło mnie za ramię. Krzyknęłam, czując jak czyjeś ręce łapią mnie za kark.
     — Puść miecz, bo inaczej złamię jej kark — powiedział strażnik, ściskając mnie mocniej. Pod moimi powiekami zgromadziły się łzy. Patrzyłam jak Edmund wbija broń w ziemię i jak przybiegają jeszcze dwaj rycerze. Chwycili Edmunda, prowadząc go na polanę. Kolana się pode mną uginały ze strachu. Byłam pewna, że Piotr mnie rozpozna. Zaczęłam się obwiniać, że to wszystko moja wina.
     — Edmund! Dawno cię nie wiedziałem. — Piotr podszedł do brata, stając na przeciw niego. Jeden ze strażników podał mu miecz chłopaka. — Złodziejaszek z ciebie. Żeby rodzinę okradać? Nieładnie — rzekł, kręcąc głową. Skierował ostrze do gardła Eda, a mi krew odpłynęła z twarzy. Serce wybijało szaleńczy rytm. — Kogo ja tu widzę! — Król spojrzał na mnie, uśmiechając się aż włoski zjeżyły mi się na karku.
     — Wypuść ją wolną, to mnie potrzebujesz, nie jej — powiedział Edmund, próbując wyrwać się strażnikom. Piotr zaśmiał się.
     — Skąd wiesz? Akurat ona jest mi bardziej potrzebna niż ty — rzekł, spluwając na brata. Próbowałam powstrzymać łzy przed wypłynięciem, nie mogłam okazać słabości, na pewno nie w tej chwili. — Mam wobec ciebie ciekawe plany — powiedział, dotykając mój policzek. Jego dotyk był wstrętny. Moje trzewia zwijały się gdy Piotr znajdował się tak blisko. Nie byłam w stanie na niego patrzeć, budził we mnie odrazę.
     — Spróbuj ją tylko tknąć! — Edmund znowu się szarpnął. Strażnikom trudno było go utrzymać. Zapłakałam kiedy król drasnął go mieczem w ramię.
     — Zabrać ich — polecił. Nie mogłam na to pozwolić. Zapierałam się nogami, kopałam, biłam, to jednak nie dawało żadnego efektu. Zostałam tylko uderzona dwa razy w twarz.
     Wrzucili mnie do jakiegoś wozu. Miałam nadzieję, że Edmunda zamkną razem ze mną. Myliłam się. Skuliłam się w kącie, przyciągając kolana do piersi i zapłakałam. Nie tak to sobie wyobrażałam. Mieliśmy wraz z Edmundem już nigdy nie spotkać tego tyrana. Świat jest niesprawiedliwy.

4 komentarze:

  1. Dziś jest iście Narnijski wieczór, muszę przyznać.
    Jakież to romantyczne... Chyba zapiszę się do grupy wsparcia singli Piotra. Mojego Piotra. Mój nie robi krzywdy swojej rodzinie. Ale wracając do moich kompleksów to... Nie no ja na serio zapiszę się do tej nieistniejącej grupy wsparcia.
    Ekhem... Edziu, Edziu, Edziu. Mój kochany Edziu... TY ZBOKU! OPANOWAŁBYŚ SIĘ! Nie ładnie. Myślałam, że nie jesteś aż tak głupi.
    Dobra, znowu o Piotrze. Nie wiem czemu, ale lubię go. Moja ciemna strona mocy go lubi. Ale i tak #TeamEdmund. To się akurat nigdy nie zmieni.
    Mam szalony plan! Może jak Mirin będzie w zamku to Zuza będzie jej troszeczkę pomagała. Przynajmniej mam taką nadzieję i chyba wiadomo dlaczego. Zuzia nie może być tą złą. Jej mordować nie chcę :)
    To już kończąc odsyłam cię do nowego rozdziału u mnie.
    Pozdrawiam i życzę weny ♥
    ~Zjawa

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało mi się, że uwzględniłaś to co ci powiedziałam, hyhu. Wiem co napiszesz, zanim ty na to wpadniesz. A więc zacznijmy od początku.
    Była ciepła noc. Delikatny wiaterek smagał ich policzki. Gwiazdy świeciły wyjątkowo jasno, sprawiając, że ciemność nocy nie była już taka straszna. No i zachciało się Mirin taplać w wodzie, więc ubranko na piach i pływu pływu. Ale Edmund szpieg wcale nie spał. Podziwiał piękno świata. A potem pełen determinacji leci do wody. Biegnie, nie zważając na muł. Kilka razy potyka się, wywala, ale żądza w jego sercu nie maleje. Ale Mirin to taka chłopska dziewczyna i księciula nie robią na niej wrażenia. Więc Edmund daje za wygraną, ale to dobry strateg i idzie za nią, dalej podziwiając piękno świata. Daje jej swe ubranko, zadowolony ze swojego planu.
    A potem Pitr (specjalnie napisałam Pitr, bo to śmiesznie brzmi) wszystko psuje. Przychodzi i myśli, że jest fajny, ale nie jest, więc żyje Przychodzie błędzie.
    Niech ktoś rzuci w niego kamieniem.
    Małe boberki! Niech przyjdą i zaczną rzucać kamyczkami, a on jednego kopnie i to będzie smutne :(
    Ta daam!
    ~ K.T.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po wielu nieprzyjemnych chwilach wreszcie jestem.
    Scena w wodzie wygrywa rozdział. Edmund, ty zboczuszku XD
    Miało być pięknie, miało być romantycznie, ale przyszedł Piotreł. Wiadomo, że nie można liczyć na szczęście kiedy TEN Piotreł jest w pobliżu.
    Wydaję mi się, że Mirin i Edek zachowali się lekkomyślnie. Ja wiem, zakochani blablabla, ale przynajmniej Edmund mógł pomyśleć racjonalnie. Kaspian może sobie nie poradzić, a w końcu Sprawiedliwy ma większy staż w byciu mądrym, ogarniętym władcom. Nie wspomnę już o Łusi i ojcu Mirin, którzy zapewne dostają zawału, bojąc się o parę zakochańców, którzy się ulotnili.
    To moje zdanie na ten temat.
    U mnie są dwa nowe rozdziały, także zapraszam Cię serdecznie. :)
    Bells

    OdpowiedzUsuń
  4. * władcą, ty głupia autokorekto -,-

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz c:

.
.
.
.
.
.
template by oreuis