— Mirin? — Wzdrygnęłam się, słysząc jak ktoś wypowiada moje imię. Odwróciłam się, widząc Piotra. Co on tu robił? Wyglądał żałośnie, chyba nawet gorzej niż ja. Był przykuty do lodowej ściany. Na twarzy miał zaschniętą krew.
— O co tu chodzi? — spytałam, czując jak serce podchodzi mi do gardła. Piotr westchnął głośno. Pierwszy raz wydawał się być taki przybity.
— Zaufałem nieodpowiedniej osobie... — rzekł, podnosząc na mnie wzrok. Zmarszczyłam brwi nie widząc o co chodzi.
— Edmundowi? — zapytałam. Chłopak prychnął, kręcąc głową.
— Nie, gorzej. Wskrzesiłem Jadis, w zamian miała dać mi nieograniczoną władzę — rzekł. Zamknęłam oczy, próbując przyswoić do siebie to co usłyszałam. Kim była Jadis? Jej imię nie kojarzyło mi się z niczym dobrym.
— Co z Edmundem? — podjęłam po chwili, gdyż w ciąż nie wiedziałam dlaczego się tak zachowywał. Miałam wrażenie, że nie jest sobą wtedy kiedy chciał mnie dźgnąć sztyletem.
— Jadis od zawsze go wolała. Wykorzystała mnie i teraz Edmund będzie królem, od początku miała taki plan — odparł. Serce biło mi niespokojnie w piersi. Jak to od zawsze? Kim do cholery byłą ta kobieta!
— Co z nami zrobią? — spytałam niepewnie. Piotr wzruszył ramionami jakby pogodził się z myślą, że znajduje się na przegranej pozycji. Ja jednak nie chciałam się poddawać. Kaspian i Zuzanna z pewnością zorientują się, że coś nie gra, że ja i Ed zniknęliśmy i będą nas szukać. Może uda im się wpaść na nasz trop.
Nie potrafiłam siedzieć bezczynnie i czekać aż przestanę czuć własne kończyny. Już od kilkunastu minut szarpałam się, mając nadzieję, że łańcuch, do którego jestem przykuta w końcu się rozwali. Próbowałam zniekształcić ogniwo, niestety było to trudne do osiągnięcia. Usłyszałam nagle czyjeś kroki. Przestałam się szarpać i usiadłam, opierając się plecami o zimną ścianę. Serce zabiło mi szybciej w piersi na widok Edmunda. Może on wcale nie ma złych zamiarów i uwolni nas, a przynajmniej mnie. Chłopak zatrzymał się na przeciw mnie, łapiąc za pręty. Nie potrafiłam wyczytać emocji, które wymalowały mu się na twarzy. Patrzył tępo w moją stronę. Chciałam wstać, podejść do niego, niestety łańcuchy uniemożliwiały mi to. Usłyszałam jak Piotr wciąga głośno powietrze. Nie musiałam na niego patrzeć by widzieć, że wszystkie mięśnie ma napięte i patrzy z pogardą na brata. Obaj byli siebie warci.
— Ed, dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? — spytałam. Chłopak pokręcił głową, co nawet nie było odpowiedzią na moje pytanie. Kto go tak skrzywdził? Nie dało się ukryć, że pozbawiono go własnej woli. Wyglądał jak marionetka, którą ktoś steruje. — Wiem, że tam jesteś, proszę...
— Daj spokój, to nic nie da — przerwał mi Piotr. Spojrzałam na niego gniewnie przez ramię. Przynajmniej próbowałam coś robić, a nie siedziałam na tyłku i czekała aż całkowicie zamarznę.
— Edmundzie, chcę rozmawiać z Jadis — podjęłam nagle. W sumie to nie miałam pojęcia dlaczego te słowa opuściły moje usta. Tak naprawdę nie chciałam widzieć się z tą kobietą. Może jednak uda mi się ją przekonać, że nie jestem jej do niczego potrzebna, w końcu nie należę do rodziny królewskiej, jestem zwykłą, prostą dziewczyną, która trafiła w swoim życiu na nieodpowiednich mężczyzn.
Usłyszałam nagle brzdęk kluczy. Edmund otworzył cele, wchodząc do środka. gdyby tak łańcuch, do którego przykuty był Piotr okazał się dłuższy, chłopak już dawno bił by się ze swoim bratem.
Ed uklęknął na przeciw mnie i ujął moją dłoń. Był zimny niczym lód. Nikt normalny nie przeżyłby gdyby jego organizm był tak wychłodzony! Chłopak rozkuł mnie. Złapałam za swoje nadgarstki, widząc krwawe pręgi. Po chwili wstałam. Edmund wciąż milczał. Popchnął mnie delikatnie, nakazując tym samym iść do przodu. Zamknął za nami celę i szedł, trzymając moje ramię.
Nawet przez myśl mi nie przeszło by uciec. Miejsce, w którym się znajdowaliśmy było olbrzymie. Nawet nie wiedziałam gdzie mogłabym szukać wyjścia. Po chwili weszliśmy do wielkiej sali. na końcu stał wielki tron z lodu, na którym siedziała kobieta. Poczułam nieprzyjemne zimno kiedy na nią spojrzałam. Wyglądała surowo, w dłoni dzierżyła podłużną różdżkę, a na głowie miała koronę z sopli lodów. W jednej chwili odechciało mi się z nią rozmawiać.
— Podejdź — rzekł, zwracając się do mnie. o dziwo jej głos zabrzmiał wyjątkowo łagodnie i miło. Wyciągnęłam dłoń w moją stronę. Moje nogi same się poruszyły. Postąpiłam kilka kroków do przodu. — Edmund opowiadał mi o tobie Mirin — rzekła. Zmarszczyłam brwi, patrząc niepewnie na chłopaka. Mówił jej o mnie? Przy mnie nie był taki rozmowny.
— Ja nic nie zrobiłam... — Zaczęłam, nie wiedząc co mogę powiedzieć. gdy stałam blisko niej wszystkie moje problemy wydawały się być błahe, a może i takie były? Jadis zaśmiała się, ściskając moją dłoń.
— Oczywiście, że nic nie zrobiłaś dziecko. co taka słaba i delikatna osoba jak ty mogłaby zrobić? — rzekła. Spuściłam wzrok. — Jesteś winna tylko tego, że się nieszczęśliwie zakochałaś — ciągnęła dalej. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce wstydu. Chciałam się odwrócić, sprawdzić czy Edmund wciąż za mną stoi. Nie zrobiłam jednak tego.
— Czy mogę wrócić do domu? — zapytałam, wstrzymując powietrze. Odważyłam się unieść głowę i popatrzeć w ciemne oczy białej królowej. Jadis puściła moją dłoń, podnosząc się. Czułam się przy niej wyjątkowo mała.
— Mirin, ale ty nie masz domu — rzekła ostro. Łzy napłynęły mi pod powieki. Starałam się ich za wszelką cenę nie uronić. Jak to nie mam domu? O czym ona mówi?
— Nieważne. Po prostu chcę stąd odejść. Nie jestem tobie do niczego potrzebna, nie mam nic cennego. Dlaczego więc mnie tu trzymasz? — spytałam, zaciskając pięści by dłonie mi nie drżały. Jadis uśmiechnęła się, mijając mnie. Podeszła do Edmunda, kładąc mu dłoń na ramieniu. Chłopak wciąż stał zupełnie jakby zastygł w bezruchu.
— Masz rację, nie jesteś mi do niczego potrzebna. Nie trzymam cię tu. Nie jesteś moim więźniem tylko jego — rzekła, dotykając policzka Edmunda. Spojrzałam na niego, chcąc by zrobił to samo. Dlaczego jego wzrok był taki nieobecny?
— Co ty mu zrobiłaś? —spytałam ostro. Nawet nie wiedziałam skąd u mnie taki gniew. Przestałam się bać. Jadis odepchnęła od siebie chłopaka, podchodząc do mnie. Wycelowała do mnie z różdżki.
— Będziesz piękną figurką, którą postawię sobie na dziedzińcu kiedy zostanę Królową Narnii, a jak mi się znudzisz, rozbiję cię na drobny mak! — wycedziła przez zęby. Zakryłam twarz rękoma, jakby to miało mi w czymś pomóc. W moich uszach rozległ się śmiech Jadis. — Postaraj się, chcę żebyś ładnie się prezentowała — powiedziała. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Już zaraz moje życie się zakończy i to w taki głupi sposób. Czy to będzie bolało? Będę czuła jak każda moja kość, każdy mięsień zamienia się w kamień czy stanie się to tak nagle, że nawet nie poczuję kiedy zginę? Rozluźniałam się. To już koniec, po co walczyć i zadawać sobie ból? Opuściłam dłonie, widząc jak Jadis zamachuje się. Zaraz dźgnie mnie swoją różdżką.
— Zostaw ją! — Obydwie się wzdrygnęłyśmy słysząc głos Edmunda. Spojrzałam na niego, widząc czerwoną plamę na jego koszuli. Co mu się stało? Jadis skrzywiła się, robiąc krok do tyłu.
— To niemożliwe! — krzyknęła. Spojrzała gniewnie na Edmunda, który jeszcze nie tak dawno wyglądał jak szmaciana lalka. Teraz trzymał w dłoni miecz, kierując ostrze w jej stronę. — Dałam ci szansę Edmundzie, kolejnej już nie dostaniesz! — warknęła. Nagle uderzyła końcem różdżki w podłogę. Wokoło rozprysły lodowe odłamki, raniąc moją skórę i siekając to co zostało z sukienki, którą miałam na sobie. Upadłam, czując jak chłód przenika moje kości. Miałam wrażenie, że znajduję się w środku burzy śnieżnej. Skuliłam się w kłębek, starając się oddychać. Czułam jak szron pnie się po moich rękach i włosach. Nie chciałam zamienić się w sopel lodu! Po policzkach zaczęły wypływać mi gorące łzy.
Kiedy to wszystko się skończyło, poczułam jak ktoś dotyka moje ramię. Czyjaś ciepła dłoń sprawiła, że przeszły przeze mnie dreszcze. Podniosłam głowę, widząc Edmunda.
— Ty krwawisz! — rzekłam, widząc czerwoną maź, która sączyła się z jego piersi. Przycisnęłam dłonie do rany, czując jak kręci mi się w głowie. — Co się stało? — spytałam, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Na twarzy chłopaka w końcu zagościły kolory. Jego skóra emanowała teraz przyjemnym ciepłem, aż nie mogłam uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno był lodowaty.
— Przepraszam... — rzekł, patrząc mi w oczy. Zaczął osuwać się z moich ramion. Pochwyciłam go, kładąc na ziemi. uklęknęłam z boku, nie wiedząc co zrobić.
— Już nic nie mów — poleciłam, zdejmując mu koszulę.
— To z serca. Jadis mi je zamroziła, można by rzec, że byłem trupem...
— Błagam, nic nie mów. — Głos mi się załamał.
— Coś mnie ruszyło, nie mogłem pozwolić by ta wiedźma cię skrzywdziła. Mirin... — Chłopak wyciągnął dłoń, dotykając moją twarz. Przycisnęłam mu koszulkę do piersi, próbując zatamować krwawienie. — Wybacz mi, byłem głupi...
— Ciii... — Ręce mi drżały, byłam bezradna. Jak mogłam mu pomóc? — Daleko stąd do Ker-paravelu? — spytałam, mając nadzieję. Aslanie nie pozwól mu umrzeć...
— Niedaleko, ale sama nie trafisz — rzekł z trudem. Nie miałam zamiaru sama tam wędrować.
— Poczekaj tu na mnie — powiedziałam. Wzięłam klucze, które miał Edmund i pobiegłam do celi. Serce wariowało mi w piersi. Jeszcze jest nadzieja, jeszcze nie wszystko stracone. Przewróciłam się na śliskiej podłodze, obijając sobie kości. Dźwignęłam się z grymasem bólu i pobiegłam dalej.
— Co się dzieję? — Piotr chyba przestraszył się mojego wyglądu. No tak, miałam porwaną sukienkę i cała umazana byłam krwią.
— Edmund umiera, wypuszczę cię pod warunkiem, że zaniesiesz go do Ker-Paravelu, sama nie dam rady — rzekłam, otwierając celę. Stanęłam przed nim, czekając na jego odpowiedź. Miałam nadzieję, że zachowa się ludzko. W końcu jego brat umiera!
— A więc Kaspian ukrywa się w ruinach — rzekł. Westchnęłam cicho. Chyba nie powinnam tego mówić na samym początku. — Co z tego będę miał? Przecież jak tam pójdziemy od razu mnie złapią i zamkną — powiedział po chwili. Tupnęłam ze złości.
— Przynajmniej będziesz żyć. I tak wyrządziłeś wszystkim nam krzywdę. Masz wybór: zanosisz Edmunda na Ker-Paravel albo zostajesz tu i zginiesz! — warknęłam. Piotr westchnął jakby to co mu powiedziałam nie zrobiło na niego większego wrażenia.
— Rozkuj mnie — polecił. Zawahałam się. Czas naglił, musiałam jednak mieć stu procentową pewność, że Piotr mnie nie zdradzi i dotrzyma słowa.
Nie potrafiłam siedzieć bezczynnie i czekać aż przestanę czuć własne kończyny. Już od kilkunastu minut szarpałam się, mając nadzieję, że łańcuch, do którego jestem przykuta w końcu się rozwali. Próbowałam zniekształcić ogniwo, niestety było to trudne do osiągnięcia. Usłyszałam nagle czyjeś kroki. Przestałam się szarpać i usiadłam, opierając się plecami o zimną ścianę. Serce zabiło mi szybciej w piersi na widok Edmunda. Może on wcale nie ma złych zamiarów i uwolni nas, a przynajmniej mnie. Chłopak zatrzymał się na przeciw mnie, łapiąc za pręty. Nie potrafiłam wyczytać emocji, które wymalowały mu się na twarzy. Patrzył tępo w moją stronę. Chciałam wstać, podejść do niego, niestety łańcuchy uniemożliwiały mi to. Usłyszałam jak Piotr wciąga głośno powietrze. Nie musiałam na niego patrzeć by widzieć, że wszystkie mięśnie ma napięte i patrzy z pogardą na brata. Obaj byli siebie warci.
— Ed, dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? — spytałam. Chłopak pokręcił głową, co nawet nie było odpowiedzią na moje pytanie. Kto go tak skrzywdził? Nie dało się ukryć, że pozbawiono go własnej woli. Wyglądał jak marionetka, którą ktoś steruje. — Wiem, że tam jesteś, proszę...
— Daj spokój, to nic nie da — przerwał mi Piotr. Spojrzałam na niego gniewnie przez ramię. Przynajmniej próbowałam coś robić, a nie siedziałam na tyłku i czekała aż całkowicie zamarznę.
— Edmundzie, chcę rozmawiać z Jadis — podjęłam nagle. W sumie to nie miałam pojęcia dlaczego te słowa opuściły moje usta. Tak naprawdę nie chciałam widzieć się z tą kobietą. Może jednak uda mi się ją przekonać, że nie jestem jej do niczego potrzebna, w końcu nie należę do rodziny królewskiej, jestem zwykłą, prostą dziewczyną, która trafiła w swoim życiu na nieodpowiednich mężczyzn.
Usłyszałam nagle brzdęk kluczy. Edmund otworzył cele, wchodząc do środka. gdyby tak łańcuch, do którego przykuty był Piotr okazał się dłuższy, chłopak już dawno bił by się ze swoim bratem.
Ed uklęknął na przeciw mnie i ujął moją dłoń. Był zimny niczym lód. Nikt normalny nie przeżyłby gdyby jego organizm był tak wychłodzony! Chłopak rozkuł mnie. Złapałam za swoje nadgarstki, widząc krwawe pręgi. Po chwili wstałam. Edmund wciąż milczał. Popchnął mnie delikatnie, nakazując tym samym iść do przodu. Zamknął za nami celę i szedł, trzymając moje ramię.
Nawet przez myśl mi nie przeszło by uciec. Miejsce, w którym się znajdowaliśmy było olbrzymie. Nawet nie wiedziałam gdzie mogłabym szukać wyjścia. Po chwili weszliśmy do wielkiej sali. na końcu stał wielki tron z lodu, na którym siedziała kobieta. Poczułam nieprzyjemne zimno kiedy na nią spojrzałam. Wyglądała surowo, w dłoni dzierżyła podłużną różdżkę, a na głowie miała koronę z sopli lodów. W jednej chwili odechciało mi się z nią rozmawiać.
— Podejdź — rzekł, zwracając się do mnie. o dziwo jej głos zabrzmiał wyjątkowo łagodnie i miło. Wyciągnęłam dłoń w moją stronę. Moje nogi same się poruszyły. Postąpiłam kilka kroków do przodu. — Edmund opowiadał mi o tobie Mirin — rzekła. Zmarszczyłam brwi, patrząc niepewnie na chłopaka. Mówił jej o mnie? Przy mnie nie był taki rozmowny.
— Ja nic nie zrobiłam... — Zaczęłam, nie wiedząc co mogę powiedzieć. gdy stałam blisko niej wszystkie moje problemy wydawały się być błahe, a może i takie były? Jadis zaśmiała się, ściskając moją dłoń.
— Oczywiście, że nic nie zrobiłaś dziecko. co taka słaba i delikatna osoba jak ty mogłaby zrobić? — rzekła. Spuściłam wzrok. — Jesteś winna tylko tego, że się nieszczęśliwie zakochałaś — ciągnęła dalej. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce wstydu. Chciałam się odwrócić, sprawdzić czy Edmund wciąż za mną stoi. Nie zrobiłam jednak tego.
— Czy mogę wrócić do domu? — zapytałam, wstrzymując powietrze. Odważyłam się unieść głowę i popatrzeć w ciemne oczy białej królowej. Jadis puściła moją dłoń, podnosząc się. Czułam się przy niej wyjątkowo mała.
— Mirin, ale ty nie masz domu — rzekła ostro. Łzy napłynęły mi pod powieki. Starałam się ich za wszelką cenę nie uronić. Jak to nie mam domu? O czym ona mówi?
— Nieważne. Po prostu chcę stąd odejść. Nie jestem tobie do niczego potrzebna, nie mam nic cennego. Dlaczego więc mnie tu trzymasz? — spytałam, zaciskając pięści by dłonie mi nie drżały. Jadis uśmiechnęła się, mijając mnie. Podeszła do Edmunda, kładąc mu dłoń na ramieniu. Chłopak wciąż stał zupełnie jakby zastygł w bezruchu.
— Masz rację, nie jesteś mi do niczego potrzebna. Nie trzymam cię tu. Nie jesteś moim więźniem tylko jego — rzekła, dotykając policzka Edmunda. Spojrzałam na niego, chcąc by zrobił to samo. Dlaczego jego wzrok był taki nieobecny?
— Co ty mu zrobiłaś? —spytałam ostro. Nawet nie wiedziałam skąd u mnie taki gniew. Przestałam się bać. Jadis odepchnęła od siebie chłopaka, podchodząc do mnie. Wycelowała do mnie z różdżki.
— Będziesz piękną figurką, którą postawię sobie na dziedzińcu kiedy zostanę Królową Narnii, a jak mi się znudzisz, rozbiję cię na drobny mak! — wycedziła przez zęby. Zakryłam twarz rękoma, jakby to miało mi w czymś pomóc. W moich uszach rozległ się śmiech Jadis. — Postaraj się, chcę żebyś ładnie się prezentowała — powiedziała. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Już zaraz moje życie się zakończy i to w taki głupi sposób. Czy to będzie bolało? Będę czuła jak każda moja kość, każdy mięsień zamienia się w kamień czy stanie się to tak nagle, że nawet nie poczuję kiedy zginę? Rozluźniałam się. To już koniec, po co walczyć i zadawać sobie ból? Opuściłam dłonie, widząc jak Jadis zamachuje się. Zaraz dźgnie mnie swoją różdżką.
— Zostaw ją! — Obydwie się wzdrygnęłyśmy słysząc głos Edmunda. Spojrzałam na niego, widząc czerwoną plamę na jego koszuli. Co mu się stało? Jadis skrzywiła się, robiąc krok do tyłu.
— To niemożliwe! — krzyknęła. Spojrzała gniewnie na Edmunda, który jeszcze nie tak dawno wyglądał jak szmaciana lalka. Teraz trzymał w dłoni miecz, kierując ostrze w jej stronę. — Dałam ci szansę Edmundzie, kolejnej już nie dostaniesz! — warknęła. Nagle uderzyła końcem różdżki w podłogę. Wokoło rozprysły lodowe odłamki, raniąc moją skórę i siekając to co zostało z sukienki, którą miałam na sobie. Upadłam, czując jak chłód przenika moje kości. Miałam wrażenie, że znajduję się w środku burzy śnieżnej. Skuliłam się w kłębek, starając się oddychać. Czułam jak szron pnie się po moich rękach i włosach. Nie chciałam zamienić się w sopel lodu! Po policzkach zaczęły wypływać mi gorące łzy.
Kiedy to wszystko się skończyło, poczułam jak ktoś dotyka moje ramię. Czyjaś ciepła dłoń sprawiła, że przeszły przeze mnie dreszcze. Podniosłam głowę, widząc Edmunda.
— Ty krwawisz! — rzekłam, widząc czerwoną maź, która sączyła się z jego piersi. Przycisnęłam dłonie do rany, czując jak kręci mi się w głowie. — Co się stało? — spytałam, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Na twarzy chłopaka w końcu zagościły kolory. Jego skóra emanowała teraz przyjemnym ciepłem, aż nie mogłam uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno był lodowaty.
— Przepraszam... — rzekł, patrząc mi w oczy. Zaczął osuwać się z moich ramion. Pochwyciłam go, kładąc na ziemi. uklęknęłam z boku, nie wiedząc co zrobić.
— Już nic nie mów — poleciłam, zdejmując mu koszulę.
— To z serca. Jadis mi je zamroziła, można by rzec, że byłem trupem...
— Błagam, nic nie mów. — Głos mi się załamał.
— Coś mnie ruszyło, nie mogłem pozwolić by ta wiedźma cię skrzywdziła. Mirin... — Chłopak wyciągnął dłoń, dotykając moją twarz. Przycisnęłam mu koszulkę do piersi, próbując zatamować krwawienie. — Wybacz mi, byłem głupi...
— Ciii... — Ręce mi drżały, byłam bezradna. Jak mogłam mu pomóc? — Daleko stąd do Ker-paravelu? — spytałam, mając nadzieję. Aslanie nie pozwól mu umrzeć...
— Niedaleko, ale sama nie trafisz — rzekł z trudem. Nie miałam zamiaru sama tam wędrować.
— Poczekaj tu na mnie — powiedziałam. Wzięłam klucze, które miał Edmund i pobiegłam do celi. Serce wariowało mi w piersi. Jeszcze jest nadzieja, jeszcze nie wszystko stracone. Przewróciłam się na śliskiej podłodze, obijając sobie kości. Dźwignęłam się z grymasem bólu i pobiegłam dalej.
— Co się dzieję? — Piotr chyba przestraszył się mojego wyglądu. No tak, miałam porwaną sukienkę i cała umazana byłam krwią.
— Edmund umiera, wypuszczę cię pod warunkiem, że zaniesiesz go do Ker-Paravelu, sama nie dam rady — rzekłam, otwierając celę. Stanęłam przed nim, czekając na jego odpowiedź. Miałam nadzieję, że zachowa się ludzko. W końcu jego brat umiera!
— A więc Kaspian ukrywa się w ruinach — rzekł. Westchnęłam cicho. Chyba nie powinnam tego mówić na samym początku. — Co z tego będę miał? Przecież jak tam pójdziemy od razu mnie złapią i zamkną — powiedział po chwili. Tupnęłam ze złości.
— Przynajmniej będziesz żyć. I tak wyrządziłeś wszystkim nam krzywdę. Masz wybór: zanosisz Edmunda na Ker-Paravel albo zostajesz tu i zginiesz! — warknęłam. Piotr westchnął jakby to co mu powiedziałam nie zrobiło na niego większego wrażenia.
— Rozkuj mnie — polecił. Zawahałam się. Czas naglił, musiałam jednak mieć stu procentową pewność, że Piotr mnie nie zdradzi i dotrzyma słowa.
— Obiecaj — rzekłam. Chłopak zaśmiał się pod nosem.
— Obiecuję ci Mirin, że zaniosę mojego brata do ruin i nie będę sprawiać problemów — rzekł, uśmiechając się. Najchętniej zdarłabym mu tej krzywy uśmieszek z twarzy. Nie było jednak czasu by się z nim kłócić. podeszłam do niego, rozkuwając go. Po chwili był wolny.
Pobiegliśmy do sali, w której zostawiłam Edmunda. Chłopak wciąż leżał, przyciskając do piersi koszulę.
— Co on tu robi? — spytał, patrząc na swojego brata. Piotr westchnął głośno, klękając obok niego.
— Zamknij się, mi też to się nie podoba — odparł, biorąc go na ręce. Starałam się uspokoić walące w piersi serce. Musiałam myśleć racjonalnie. Podniosłam z ziemi miecz, który wcześniej miał Edmund.
— Idź pierwszy — poleciłam. Nie ufałam Piotrowi, bałam się, że przy pierwszej lepszej okazji ucieknie, zostawiając nas. Dał jednak słowo, mimo iż jest fałszywym tyranem, jest, a raczej był i królem, który wie co to obietnica.
Piotr poruszał się dość sprawnie mimo iż niósł brata. Starałam się nie zostawać w tyle. Byłam w pogotowiu, trzymając w dłoni miecz. Czy pokonałabym Piotra? Wątpiłam w to. Przegrałabym nawet gdyby chłopak nie był uzbrojony.
Po pewnym czasie zaczęłam rozpoznawać okolicę. Błagałam by nie było za późno. Edmund już od jakiegoś czasu miał zamknięte oczy. Oddychał z coraz większym trudem. Nagle Piotr się zatrzymał. Dlaczego stał? Chłopak położył brata na trawie i odsunął się od niego.
— Dalej radź sobie sama — rzekł. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc tego.
— Obiecałeś! — warknęłam, celując w niego ostrzem miecza. Piotr uniósł ręce w obronnym geście.
— Obiecałem, że zaniosę go i to zrobiłem. Dokładnie pod nami znajduje się podziemny korytarz prowadzący do sali tronowej na Ker-Parvelu. Nie mam zamiaru dać się zamknąć, więc tu się rozstaniemy — powiedział. Poczułam jak po policzkach spływają mi łzy. Jaki on jest okropny! Nie zależy mu na bracie tylko chroni swój własny tyłek.
— W takim razie idź stąd! Nie chcę cię tu widzieć! Słyszysz! — Zaczęłam wymachiwać mieczem. Piotr cofnął się, nie chcąc bym go ugodziła.
— Nie obiecuję, że się nie spotkamy. Żegnaj Mirin. Pamiętaj, że nadal możesz zostać moją królową — powiedział. Po chwili zniknął mi z oczu.
Nie byłam w stanie podnieść Edmunda, więc biegłam korytarzem, szukając kogoś, kto mógłby mi pomóc. Między moimi nogami biegały małe bobry, które tylko utrudniały mi poruszanie się. nagle wpadłam na kogoś, upadając.
— Mirin! Jak ty wyglądasz! — To był Kaspian. Wyciągnął do mnie dłoń, chcąc pomóc mi się podnieść. Dźwignęłam się na nogi.
— Chodź, na dworze jest Edmund. On... Jest z nim źle, musisz mi pomóc — poleciłam, ciągnąc go za ramię.
— Będzie dobrze. — Zuzanna przemywała właśnie moje rany. Prawie nie czułam bólu. Jedyne co mi towarzyszyło to pustka. Moja porwana sukienka leżała na stołku. Nie mogłam na nią patrzeć. Wyglądała jakby ktoś ją poszatkował. Krew wcale nie chciała ze mnie schodzić. Już na zawsze pozostaną mi te piętna, które przypominać będą o tym feralnym dniu.
— Muszę do niego pójść — powiedziałam, chcąc się podnieść. Dziewczyna chwyciła mnie za ramiona nie pozwalając się ruszyć.
— Nie możesz, na pewno nie w tym stanie — powiedziała. — Jesteś brudna, poplamiona krwią, ranną i naga... — Zaczęła wyliczać. Moje policzki zrobiły się purpurowe. Usiadłam ze zrezygnowaniem.
Nawet nie zauważyłam kiedy usnęłam. Byłam zbyt zmęczona by coś mi się przyśniło. Zbudziłam się cała obolała. Na szafce leżało złożone ubranie. Podniosłam się, biorąc do ręki koszulę i spodnie. Ostatnio zmuszona byłam do chodzenia w sukienkach. Ubrałam się szybko i opuściłam pokój, w którym się znajdowałam.
— Obiecuję ci Mirin, że zaniosę mojego brata do ruin i nie będę sprawiać problemów — rzekł, uśmiechając się. Najchętniej zdarłabym mu tej krzywy uśmieszek z twarzy. Nie było jednak czasu by się z nim kłócić. podeszłam do niego, rozkuwając go. Po chwili był wolny.
Pobiegliśmy do sali, w której zostawiłam Edmunda. Chłopak wciąż leżał, przyciskając do piersi koszulę.
— Co on tu robi? — spytał, patrząc na swojego brata. Piotr westchnął głośno, klękając obok niego.
— Zamknij się, mi też to się nie podoba — odparł, biorąc go na ręce. Starałam się uspokoić walące w piersi serce. Musiałam myśleć racjonalnie. Podniosłam z ziemi miecz, który wcześniej miał Edmund.
— Idź pierwszy — poleciłam. Nie ufałam Piotrowi, bałam się, że przy pierwszej lepszej okazji ucieknie, zostawiając nas. Dał jednak słowo, mimo iż jest fałszywym tyranem, jest, a raczej był i królem, który wie co to obietnica.
Piotr poruszał się dość sprawnie mimo iż niósł brata. Starałam się nie zostawać w tyle. Byłam w pogotowiu, trzymając w dłoni miecz. Czy pokonałabym Piotra? Wątpiłam w to. Przegrałabym nawet gdyby chłopak nie był uzbrojony.
Po pewnym czasie zaczęłam rozpoznawać okolicę. Błagałam by nie było za późno. Edmund już od jakiegoś czasu miał zamknięte oczy. Oddychał z coraz większym trudem. Nagle Piotr się zatrzymał. Dlaczego stał? Chłopak położył brata na trawie i odsunął się od niego.
— Dalej radź sobie sama — rzekł. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc tego.
— Obiecałeś! — warknęłam, celując w niego ostrzem miecza. Piotr uniósł ręce w obronnym geście.
— Obiecałem, że zaniosę go i to zrobiłem. Dokładnie pod nami znajduje się podziemny korytarz prowadzący do sali tronowej na Ker-Parvelu. Nie mam zamiaru dać się zamknąć, więc tu się rozstaniemy — powiedział. Poczułam jak po policzkach spływają mi łzy. Jaki on jest okropny! Nie zależy mu na bracie tylko chroni swój własny tyłek.
— W takim razie idź stąd! Nie chcę cię tu widzieć! Słyszysz! — Zaczęłam wymachiwać mieczem. Piotr cofnął się, nie chcąc bym go ugodziła.
— Nie obiecuję, że się nie spotkamy. Żegnaj Mirin. Pamiętaj, że nadal możesz zostać moją królową — powiedział. Po chwili zniknął mi z oczu.
Nie byłam w stanie podnieść Edmunda, więc biegłam korytarzem, szukając kogoś, kto mógłby mi pomóc. Między moimi nogami biegały małe bobry, które tylko utrudniały mi poruszanie się. nagle wpadłam na kogoś, upadając.
— Mirin! Jak ty wyglądasz! — To był Kaspian. Wyciągnął do mnie dłoń, chcąc pomóc mi się podnieść. Dźwignęłam się na nogi.
— Chodź, na dworze jest Edmund. On... Jest z nim źle, musisz mi pomóc — poleciłam, ciągnąc go za ramię.
— Będzie dobrze. — Zuzanna przemywała właśnie moje rany. Prawie nie czułam bólu. Jedyne co mi towarzyszyło to pustka. Moja porwana sukienka leżała na stołku. Nie mogłam na nią patrzeć. Wyglądała jakby ktoś ją poszatkował. Krew wcale nie chciała ze mnie schodzić. Już na zawsze pozostaną mi te piętna, które przypominać będą o tym feralnym dniu.
— Muszę do niego pójść — powiedziałam, chcąc się podnieść. Dziewczyna chwyciła mnie za ramiona nie pozwalając się ruszyć.
— Nie możesz, na pewno nie w tym stanie — powiedziała. — Jesteś brudna, poplamiona krwią, ranną i naga... — Zaczęła wyliczać. Moje policzki zrobiły się purpurowe. Usiadłam ze zrezygnowaniem.
Nawet nie zauważyłam kiedy usnęłam. Byłam zbyt zmęczona by coś mi się przyśniło. Zbudziłam się cała obolała. Na szafce leżało złożone ubranie. Podniosłam się, biorąc do ręki koszulę i spodnie. Ostatnio zmuszona byłam do chodzenia w sukienkach. Ubrałam się szybko i opuściłam pokój, w którym się znajdowałam.
Jak tylko zobaczyłam sygnaturę (chciałam napisać, że miniaturkę... za dużo youtube'a oglądam) od razu wiedziałam... Będzie Jadis. Winter is Coming.
OdpowiedzUsuńMoże mi ktoś wyjaśnić dlaczego byłam z tego powodu zadowolona? Sama nie wiem, chyba mam słabość do "tych złych". Jak poukładałam sobie to wszystko w myślach to stwierdzam, że tak. Ale to chyba normalne.
Z mojego wcześniejszego czegoś można wywnioskować, że polubiłam Edka wariato-morderco-psychopatę. Szkoda, że musieliśmy go tak szybko pożegnać.
No i Piotreł. Wieczna zagadka(i idiota). Ale i tak go lubię (patrz wyżej).
Weny :v
~Zjawa
Ach Piotrus, Piotruś, Piotruś. Mój kochany Piotruś. Az mi sie serce krajało gdy byl przykuty. Tak, kocham go. Po co mu Mirin jak ma mnie? :D
OdpowiedzUsuńTeż podejrzewałam że będzie Jadis. WGL ta Mirin to ona cokolwiek wie o legendach z Narnii? Głupia jam but. Irytuje mnie. Wszystko trzeba jej tłumaczyć. No ale cóż się dziwić. No i Edek... to to dopiero człowiek. Najpierw kamieniem w łeb, później Jadis, a później Kocham Cię Mirin. Zastanów się człowieku. Ile można? I były małe boberki. <3 Słodkości *-*
No to ten. Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawia Lora ❤
opowiesciznarnii-noweczasy.blogspot.com