niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 09

   
     Weszłam niepewnie do pomieszczenia, w którym znajdował się Edmund. Spostrzegłam, że chłopak nie jest sam. Przy jego łóżku siedziała Łucja, gładząc go po głowie. Chciałam się wycofać, udać, że w ogóle tu nie weszłam. Niestety Ed mnie zobaczył.
     — Mirin... — szepnął cicho. Łucja wzdrygnęła się, patrząc na mnie przez ramię. Na jej policzki wyskoczyły rumieńce gniewu. Nie dało się ukryć, że mnie nie lubiła, ja sama nie byłam chętna do zawierania z nią przyjaźni. Jeśli myśli, że skoro jest królową to wszystko jej wolno to znajduje się w wielkim błędzie. Była rozpieszczona, pozwalała sobie na zbyt dużo.
     — Wyjdź stąd! — warknęła. Zmrużyłam oczy, patrząc na nią gniewnie. 
     — Nie — odparłam stanowczo, prostując się. Łucja podniosła się energicznie, podchodząc do mnie. Stanęła na przeciw mnie, a ja zaśmiałam się, orientując się, że jestem od niej wyższa. Zdenerwowało to dziewczynę. Tupnęła nogą i minęła mnie, trącając ramieniem. Po chwili trzasnęła drzwiami, znikając mi z oczu. Westchnęłam głośno, patrząc w stronę Edmunda. Mogłam przysiąc, że na jego twarzy pojawił się subtelny uśmieszek. Podeszłam do niego niepewnie, siadając tam, gdzie nie tak dawno miejsce zajmowała Łucja. 
     — Jak się czujesz? — spytałam, bo to było jedyne sensowne zdanie jakie przychodziło mi do głowy. 
     — Bywało gorzej — odparł, kładąc dłoń na piersi, którą obwiązaną miał bandażem. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że Jadis zamroziła mu serce.
     — Przepraszam — powiedziałam po chwili. Chłopak zmarszczył brwi. Wyciągnął rękę, ujmując moją dłoń.
     — Za co? — zdziwił się. Westchnęłam cicho.
     — Wygoniłam twoją siostrę — przypomniałam mu. Edmund znowu się uśmiechnął, tym razem szerzej.
     — Łucja strasznie mnie denerwuje — przyznał. Teraz to ja się uśmiechnęłam.
     — Nie tylko ciebie — odparłam cicho. Poczułam jak Ed ściska mocniej moją dłoń. Spojrzałam na niego. Miałam tą świadomość, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Z początku byłam nim zauroczona i to wszystko.
     — Co teraz z nami będzie? — zapytałam niepewnie. Chłopak wzruszył ramionami. Wyglądał słabo, zupełnie jak nie król, którym przecież był.
     — Jadis nie umarła, wróci tu by się zemścić — podjął nagle. Poczułam nieprzyjemny dreszcz gdy o niej wspomniał. Milczałam, nie wiedząc co powiedzieć. Tego wszystkiego było za dużo. W ciągu ostatnich kilku dni moje życie zmieniło się diametralnie. Otworzyłam oczy na otaczający mnie świat, w którym już nie potrafię czuć się bezpiecznie.
     Spostrzegłam, że Edmund śpi, nawet nie zauważyłam kiedy usnął. Puściłam jego dłoń i ostrożnie się podniosłam. Nie chciałam go zbudzić, powinien teraz dużo odpoczywać. Po cichu opuściłam pokój. Chciałam znaleźć Zuzannę, porozmawiać z nią, bo tylko przy niej czułam, że nie wariuję. Niestety natknęłam się na Łucję. Myślałam, że jak udam, że jej nie widzę, to da mi spokój. Gdy przechodziłam obok niej, chwyciła mnie mocno za ramię.
     — Puszczaj! To boli! — syknęłam. Miałam na ciele wiele ran od ostrych niczym miecz odłamków lodu i wątpiłam by Łucja tego nie wiedziała. Widziała w jakim stanie byłam.
     — Odczep się od Edmunda, słyszysz?! — warknęła, puszczając mnie. Prychnęłam. W co ona się bawi?
     — Chcę ci przypomnieć, że nie jesteś jego matką tylko młodszą siostrą. Tak w ogóle to co ciebie to obchodzi z kim się zadaje twój brat? — spytałam, czując jak moje policzki robią się czerwone. Zacisnęłam pięści, starając się uspokoić i nie dać wyprowadzić z równowagi.
     — A ja pragnę ci przypomnieć, że jesteś tylko i wyłącznie biedną dziewczyną ze wsi! — rzekła. Nie wytrzymałam tego. Moje serce biło w szaleńczym tempie. Co ona sobie wyobrażała? Nawet nie zauważyłam kiedy grzmotnęłam ją z całej siły w twarz z pięści. Dziewczyna zatoczyła się do tyłu, nie upadła jednak. Rzuciła się na mnie, zwalając z nóg. Wbiła mi łokieć w brzuch i chwyciła za włosy. Zaczęłyśmy się szarpać, drapać i bić.
     — Zaraz skopię ci ten królewski tyłek! — warknęłam, zwijając dłonie w pięści. Uderzyłam ją w splot słoneczny, a ona kopnęła mnie w kolano.
     — Łucja! Mirin! — Usłyszałam krzyk Zuzanny. Żadna z nas jednak na niego za zareagowała. Nagle czyjeś silne ramiona pochwyciły mnie i odciągnęły od Łucji.
     — Uspokój się — polecił Kaspian, trzymając mnie mocno bym mu się nie wyrwała. Przestałam się szarpać. — Co to było? — spytał po chwili. Zagryzłam wargę, czując posmak krwi. Głupia dziewucha trafiła mnie w usta. Zaraz mi pewnie napuchną.
     — Ona musi stąd odejść! — Łucja wskazała na mnie palcem. Dobrze, że Kaspian mnie trzymał, bo inaczej podeszłabym do niej i grzmotnęła ją po raz kolejny. — Dlaczego nikt nie widzi tego co ja? To przez nią są te wszystkie problemy! — dodała, krzyżując ręce na piersiach. Wyglądała jak naburmuszona dziewczynka, która nie dorosła jeszcze do bycia królową. Zuzanna westchnęła cicho.
     — Kaspian, zabierz Łucję — poleciła. Młodsza z sióstr odepchnęła się siebie chłopaka.
     — Dam sobie radę! — rzuciła, odwracając się. Po chwili odeszła, znikając nam z pola widzenia.
     — To ona zaczęła — powiedziałam, patrząc na Zuzannę. Dziewczyna kiwnęła głową, jakby rozumiała i mi wierzyła. To mnie trochę podbudowało.
     — Może wyjdziemy na zewnątrz? Słyszałam, że Edmund uczył cię posługiwać się bronią. Jeśli chcesz poproszę Kaspiana by także pokazał ci parę przydatnych trików — rzekła. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jasne, że tego chciałam. Pamiętałam co towarzyszyło mi gdy pierwszy raz wzięłam do ręki miecz. Było to niesamowite uczucie. Żyjemy teraz w ciężkich czasach, wojna wisi w powietrzu, powinnam umieć się bronić.
     Zuzanna siedziała na pod drzewem, skubiąc trawę. Śnieg, który wcześniej spadł zdążył już stopnieć i nie było po nim ani śladu, zupełnie jakby w ogóle go tu nie było. Po chwili ujrzałam Kaspiana. Trzymał dwa miecze. Uśmiechnęłam się niepewnie, czując ekscytację. Chłopak podał mi jedną broń. Albo mi się zdawało, albo ten miecz, który mi dał, był o wiele cięższy od tego, którym walczyłam z Edmundem. Próbowałam sobie przypomnieć jak go trzymać. Po chwili, mniej więcej udało mi się go złapać wygodnie.
     — Jest zbyt ciężki byś trzymała go w jednej ręce. Chwyć go oburącz — powiedział Kaspian, widząc moje zmagania z bronią. Spojrzałam niepewnie na trzonek. Był długi, ale i tak dłonie mi się na nim nie mieściły.
     — To niewygodne — oznajmiłam, starając się trzymać go na wysokości moich bioder. Mięśnie zaczynały mi sztywnieć. Przez tę kupę żelastwa zmęczę się zanim zacznę walczyć.
     — Trzymaj swój miecz jak rycerz. — Kaspian stanął obok mnie, przesuwając mój kciuk wyżej. — Nie napinaj tak mięśni — polecił, chwytając moją rękę.
     — Możemy już walczyć? — spytałam, kiedy ustawił moje palce w odpowiednie miejsce. Chłopak zaśmiał się cicho, ja to jednak usłyszałam.
     — Okej, na razie się broń — rzekł. po chwili zamachnął się, a ja w ostatniej chwili sparowałam atak. Czułam jak miecz drży od ciosu.
     — A możesz to ty się bronić? Tak chyba będzie łatwiej — zaproponowałam. Kaspian wzruszył ramionami. Pochylił się trochę, unosząc wyżej broń.
     — Skoro tak bardzo chcesz...
      Zaatakowałam szybko, mając nadzieję, że Kaspian nie będzie się tego spodziewać. On jednak jakby przewidział mój ruch. Zrobił krok w tył i mój miecz odbił się od niego. Zacisnęłam mocniej palce na trzonku, czując jak moje policzki robią się czerwone. Zaatakowałam znowu i jeszcze raz. Zawsze chłopak zdążył się zasłonić bronią. Nawet nie zauważyłam kiedy miecz wypadł mi z ręki. Westchnęłam głośno.
     — Jestem do bani — odparłam, siadając na ziemi.
     — Nie mów tak. Nikt nie rodzi się szermierzem. Do tego trzeba lata ćwiczeń — rzekł Kaspian. Przewróciłam oczami. Nie miałam czasu. Muszę już teraz potrafić się obronić.
     Nagle coś zaszumiało w krzakach. Wzdrygnęłam się, stając na nogi. Kaspian chwycił swój miecz, podchodząc do źródła hałasu. Czułam jak coś skręca mi się w żołądku z nadmiaru emocji. Nagle zza krzaków wyszedł mały, pulchny lisek. Usłyszałam śmiech Kaspiana i westchnienie  Zuzanny. Ukucnęłam przy zwierzaku, czując jak usta wyginają mi się w uśmiechu.
     — Jaki jesteś ładny. — Wyciągnęłam dłoń, dotykając jego puszystego ogonka.
     — Dziękuję. — Zasłoniłam dłonią usta, czując jak serce podchodzi mi do gardła. Popatrzyłam na Zuzannę, mając nadzieję, że to ona się odezwała.
     — Potrafisz mówić! — Dziewczyna podeszła do liska.
     — Wasza wysokość. — Zwierzę pokłoniło się, a ja patrzyłam na niego jak zaczarowana. Nigdy nie wiedziałam rozmawiających zwierząt. żyłam w Narnii siedemnaście lat i w życiu nie widziałam rodowitego Narnijczyka.
     — Jest was więcej? — wtrącił się Kaspian.
     — Oczywiście królu. Ukrywamy się przed Piotrem. Niestety wiele z nas dołączyło się do Białej Czarownicy — powiedział. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że ta mała, ruda kulka mówi i na dodatek jej głos jest taki miły i przyjemny. Zupełnie jakby mówiło małe dziecko.
     Kaspian podniósł się, wkładając miecz do pochwy.
     — Zaprowadzisz nas do nas? — zapytał. Lis kiwnął głową.
     — Chodźcie za mną — polecił, biegnąc na przód. Przeskakiwał zgrabnie przez korzenie drzew, omijając kamienie i krzewy.
     Nie miałam pojęcia czego się mogę spodziewać. Tysiące Narnijczyków, gotowych wziąć udział w walce, tyle, że z kim? Z Piotrem czy z Jadis? Wątpię by udało się nam walczyć na dwa fronty. Może udałoby się porozumieć z Piotrem, w końcu mamy tego samego wroga.
     Zatrzymaliśmy się w środku lasu. Czułam jak serce uderza o moją klatkę piersiową, zupełnie jakby chciało się przebić przez moje żebra i wydostać na zewnątrz. Lisek zrobił parę kroków to przodu, wyciągając pyszczek do góry. Poruszył nosem a jego ogon zaczął kiwać się na boki. Po chwili zza drzew zaczęły wychodzić stwory, których w życiu nie widziałam. Nogi zaczęły mi drżeć gdy ujrzałam centaury. Były gorsze od faunów, satyrów i minotaurów razem wziętych. Ze swoich kryjówek wychodziło coraz to więcej stworzeń. Driady, karły, wilki, lisy, nawet niedźwiedzie. Po chwili wszyscy się ukłonili.
     — Królu, ja i moi bracia jesteśmy gotowi zginąć za ciebie, chroniąc Narnii — rzekł jeden z centaurów. Wzdrygnęłam się. Już chyba wolałam normalne konie od tych istot, które w ogóle nie wzbudzały mojej sympatii.
     — Narnijczycy! — Kaspian zabrał głos, więc wycofałam się.
     — Boję się — szepnęłam do Zuzanny. Dziewczyna posłała mi subtelny uśmiech. Położyła dłoń na moim ramieniu, pochylając się w moją stronę.
     — Nie masz czego. Z ich pomocą uda nam się pokonać Białą Czarownicę — rzekła. W jej głosie usłyszałam nadzieję. Czy to możliwe? Dlaczego więc ja nie mogłam uwierzyć, że będzie lepiej?
     — Nie jest nas wiele — podjął Kaspian. Pierwszy raz ujrzałam go jako prawdziwego króla, który troszczy się o losy swoich poddanych. — Nie takich wrogów udało się nam pokonać! Czarownica już raz poniosła porażkę! Teraz znowu powtórzymy nasze zwycięstwo! Za Narnię!
     Przemowa Kaspiana była idealna, sprawiła, że wszyscy chcieli wziąć udział w bitwie, nawet ja. Nagle z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. Zrobiło się zimno. Objęłam swój tułów, starając się ogrzać.
     — Kaspianie! — ktoś zawołał króla. Zrobiło się zamieszanie. Chłopak przecisnął się między tłumem. Podążyłam za nim razem z Zuzanną, chcąc wiedzieć co takiego się wydarzyło. Lis, który wcześniej nas tu przyprowadził, szedł za mną. Odwróciłam się więc, biorąc go na ręce. Przycisnęłam go do piersi, czując jego mięciutkie futerko.
      Zuzanna stanęła nagle, zakrywając usta dłonią. Pod jej powiekami zebrały się łzy. Wyprzedziłam ją, chcąc zobaczyć co ją tak wystraszyło. Przede mną, na ziemi, na której spadł śnieg były krwawe ślady.  Nie to jednak było najstraszniejsze. Niecały metr dalej, w ziemię wbity był długi, zakrwawiony sopel, który przebijał na wylot wielką mysz. Obok niej leżał malutki rapier.
     — Ryczypisk! — Zuzanna zapłakała, odwracając się do Kaspiana, który objął ją ramieniem.
     — Wojna jest blisko — szepnął chłopak. — Jadis, lepiej się szykuj — dodał, przytulając mocno dziewczynę.

___________________________________________________
Tym optymistycznym akcentem kończę rozdział <: Mam nadzieję, że się podobał ^^ 

PS: Jak Wam się podoba nowy szablon? Taki trochę zimowy, bo przecież już niedługo zima, a tak w ogóle to nawiązuje trochę do treści mojego opowiadania ♥

~oreuis


6 komentarzy:

  1. O mój Boże....kopnę Cie kiedyś w tyłek zobaczysz! Jak możesz tak kończyć? Ojesu mam zawał xD ;u; Weszłam na bloga i przez pierwsze dziesięć sekund zastanawiałam się czy to Narnia Oreuis. Magiczny szablon. Piękne odcienie i Piotreł <3
    Dużo się dzieje. Czemu zabiłaś Ryczypiska? To było moje ulubione stworzonko :(
    No i Jadis....Jak zwykle musi zrobić zamieszanie i wszystkich pozabijać.
    Za mało Piotrełka xd Boże ja chyba nigdy nie będę miała go dosyć. Mam nadzieję, że to zrekompensujesz w następnym rozdziale. Niech połączą siły walce z Jadis. Było by supcio c; Mówiłam już, że nie lubię Edmunda? Powoli chyba zmieniam zdanie xd
    pozdrawiam
    Lora
    opowiesciznarnii-noweczasy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz c:
      czy jestem jedyną osobą, która nie lubi Ryczypiska? Ta mysz mnie od zawsze wkurzała (tym bardziej, kiedy słyszałam ją w polskiej wersji).
      Nie martw się, będzie Piotr :)) Skoro jest na szablonie, znaczy, że o nim coś będzie ♥
      Również pozdrawiam <:

      Usuń
  2. Kurde, zrobiło mi się tak cholernie smutno jak to czytałam :c
    Kurde, tęsknię za moim rudzielcem i Damienem :c
    Tak, czytając TWOJE opowiadanie, zatęskniłam za MOIMI bohaterami.
    Ale przejdźmy do rozdziału.
    Ta walka z Łucją... To było piękne! Boskie! Ty to wiesz jak człowieka pocieszyć :D
    Już lubię tego liseła (i to wcale nie dlatego, że mam mentalność wrednego rudzielca i jestem ruda). Co prawda szkoda Ryczypa, ale liseł lepszy!
    I najważniejsze w tym rozdziale... Nadciąga wojna! Nie mogę się już normalnie doczekać ^^
    No i oni w końcu połączą siły z Piotrełem, ale żeby nie był taki zły to znajdą mu jakąś dziewoję albo Piotreł okaże się dwulicowy (co mi też w sumie pasuje).
    Weny :)
    ~Zjawa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zjawa i smutno... Nie może być? Mam pomysł, skoro czujesz taką nostalgię do swojego opowiadania to może zaczniesz pisać o nim fanfika? Fanfiction o fanfiction... Dobra nieważne.
      A kto powiedział, że połączą siły z Piotrem? ☺ A może Piotr z frosty nie jest wcale taki fajny i cały czas jest zły?
      ~oreuis

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba nowy szablon. Zwłaszcza te zakładki, które przypominają sople lodu. Zadam jedno pytanie: Czy tylko ja lubię Łucję?
    Znaczy w większości blogów jest taka... nijaka. Na przykład u mnie. Nie poświęciłam jej zbyt dużo czasu. Ale u ciebie jest taka... wkurzająca. Zresztą ja lubię wkurzających bohaterów. U mnie była Amy, u Zjawy była Maria a u ciebie jest Łucja. Moim zdaniem denerwujący bohaterzy są zabawni :^ Można im nadać takie cechy charakteru z których można się ponabijać. Ciekawa jestem jak rozwinie się wątek z Piotrełem.Czy połączy siły z Jadis a może pobiegnie do Edmunda w podskokach mówiąc: "Hej! Próbowałem zmusić twoją dziewczynę do małżeństwa ze mną i do dania mi potomstwa oraz wezwałem Białą Czarownicę, ale chciałbym się z tobą pogodzić by następnie znów cię oszukać!" Nie no u ciebie Pietreła nie lubię. Taki dwulicowy gość. Ale za to coraz bardziej zaczynam lubić Mirin. Moją sympatię zwrócił fragment w którym biła się z Łucją xD
    Weny! ;)
    ~Huncwotka Vicky
    A właśnie! Chciałam ci bardzo podziękować, że dodałaś mój blog do polecanych. Dziękuję! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeej! Zauważyłaś moje pseudo sople lodu!
      Twoja wersja z Edmundem i Piotrem bardzo mnie rozśmieszyła c: Może to wykorzystam c:
      Twój blog jest w polecanych, bo go bardzo lubię i polecam - proste i logiczne ♥
      Dziękuję za komentarz c:
      oreuis

      Usuń

Dziękuję za komentarz c:

.
.
.
.
.
.
template by oreuis