wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział 11

   

     Lód piął się po ścianach, tworząc niesamowite wzory. Aż zaparło mi dech w piersiach. Chciałam zawołać Zuzannę, by przyszła tu i zobaczyło to co ja. Podeszłam do oszronionej ściany, dotykając ją palcem. Lód rozpuścił się za sprawą mojego dotyku. Nie chciałam psuć tego dzieła.
     — Podoba ci się dziecko? — W mojej głowie rozległ się kobiecy głos. Nie przejęłam się tym, że to dziwne, kiedy nagle temperatura w twoim pokoju maleje, a ty słyszysz głosy, mimo iż jesteś sama. To zupełnie straciło sens. Czułam się jakbym była w transie, tyle, że kontrolowałam każdy ruch, każde słowo, wypowiedziane z moich ust. 
     — Też bym tak chciała — szepnęłam, parząc na coraz to nowsze wzory. Dopiero teraz spostrzegłam, że te wszystkie linie tworzą obraz. Widziałam zamek, wielki potężny, wyglądał jakby zbudowany został z lodu. W oddali sunęły sanie. One naprawdę się poruszały! Patrzyłam jak zbliżają się w stronę bramy, która otwiera się i wpuszcza je do środka. 
     — Przecież to potrafisz, musisz tylko chcieć. Poczuj to kim tak naprawdę jesteś. — Kobiecy, delikatny głos zabrzmiał tuż za mną. Nie odwróciłam się jednak. Byłam wpatrzona w lodowy obraz. 
     — A kim jestem? — spytałam cicho. Nagle poczułam dotyk na ramieniu. Zadrżałam. Zaczęłam drżeć. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w komnacie jest zimno. Mój oddech zamieniał się w parę. Odważyłam się odwrócić. Stłumiłam krzyk, widząc Jadis. Jak ona tu weszła? 
     — Cały czas błądzisz dziecko, pozwól, że pomogę ci znaleźć odpowiednią ścieżkę — rzekła, gładząc mnie po policzku. Zrobiła to tak czule, jakby była moją matką i naprawdę chciała mi pomóc. 
     —Nie! — Krzyknęłam. 
     Poczułam ból w barku. Otworzyłam oczy, orientując się, że leżę na ziemi. Musiałam spaść z łóżka. Biała Czarownica to tylko sen. Nie było jej tu. Poczułam ulgę. To tylko głupi koszmar. Zakryłam twarz w dłoniach, płacząc cicho. Nagle ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka. Edmund. 
     — Mirin, co się stało? — spytał, klękając obok mnie. Wyciągnął w moją stronę ręce, więc wtuliłam się w niego, czując jak moje serce uderza go w pierś. 
     — To tylko zły sen — oznajmiłam w końcu, ocierając łzy z policzków. Chłopak podniósł się, biorąc mnie na ręce. Po chwili otworzył drzwi nogą i wyszedł na korytarz. Zmarszczyłam brwi, obejmując go, by nie spaść.
     — Gdzie idziesz? — spytałam niepewnie. 
     — Do siebie — rzekł, jakby było to oczywiste. Chyba spostrzegł, że nie zrozumiałam o co mu chodzi. — Nie pozwolę byś znowu miała koszmary — dodał. 
     — Będziesz mnie pilnować jak będę spała? — zdziwiłam się, unosząc brew do góry. Edmund uśmiechnął się, kiwając głową. Moje policzki zrobiły się różowe. — To wygląda mi na szukanie pretekstu by zostać ze mną sam na sam — odparłam. Chłopak zaśmiał się cicho, by nikogo nie zbudzić. W końcu była noc. 
     — Uwierz, że nie szukałbym pretekstu — rzekł, otwierając drzwi do pokoju. Wszedł do środka ze mną na rękach i położył mnie do swojego łóżka. Przykryłam się kołdrą. 
     — Tu jest znacznie wygodniej niż u mnie — poskarżyłam się. Ed usiadł obok mnie, poprawiając mi kosmyk włosów. — A gdzie ty będziesz spać? — spytałam po chwili. Chłopak wzruszył ramionami, uśmiechając się.
     — Nie muszę spać — oznajmij. To było miłe jak bardzo się o mnie troszczył. Zapomniałam już o naszych sprzeczkach. Przesunęłam się w bok, robiąc mu miejsce. Edmund uniósł brew do góry. — A to niby nie jest pretekst? — spytał. Dałam mu kuksańca w bok.
     — Chciałam być miła — rzekłam. Odwracając się do niego tyłem. Skrzyżowałam ręce na piersiach, zamykając oczy. Po chwili poczułam jak chłopak kładzie się obok mnie, a jego dłoń wciska się między moją rękę i tułów. Splotłam z nim swoje palce, wzdychając. — Tylko mnie nie zgnieć — poleciłam cicho. Edmund zaśmiał się cicho, a jego oddech otulił moją szyję. 
 
     Tym razem nie miałam koszmarów. Zbudziłam się rankiem, orientując się, że Edmunda już tu nie ma. Pewnie razem z Kaspianem omawia plany wojenne. Tak bardzo chciałam by to już był koniec. Zero wojen, zero wrogów, tylko ja i Edmund w cichym, spokojnym miejscu, zajmujący się zwyczajnymi sprawami, posiadający zwyczajne problemy jak to przystało dla całkiem zwyczajnych ludzi. Na razie mogłam jedynie pomarzyć.
     Kiedy opuściłam ruiny, spostrzegłam, że jest dość cicho. Ostatnio przywykłam do gwaru Narnijczyków. Dlaczego teraz było cicho? Zauważyłam lisa siedzącego na kamieniu. Bez wahania podeszłam do niego.
     — Gdzie się wszyscy podziali? — spytałam niepewnie. Miałam pewne przypuszczenia, jednak wolałam by nie okazały się prawdziwe. Zwierzę spojrzało na mnie smutno.
     — Biała Czarownica zaatakowała zamek Piotra. Król Kaspian wraz z Królem Edmundem i Królową Zuzanną poprowadzili armię Narnijczyków. Właśnie trwa walka — powiedział, a ja poczułam serce w gardle. To nie możliwe! Dlaczego Edmund mi nic nie powiedział? A jak w nocy widziałam go po raz ostatni?
     — A co z Łucją? — spytałam, bo jej lis nie wymienił. Z resztą nie sądziłam by smarkula brała udział w bitwie. Nie wyglądała na zaprawioną w boju.
     — Z tego co mi wiadomo, chce odnaleźć Aslana. Niedawno wyruszyła do kopca, jeżeli się pospieszysz to zdołasz ją dogonić — powiedział. Przewróciłam oczami. Dlaczego nikt mi nic nie mówi?
     Nie miałam bladego pojęcia po co poszłam za Łucją. Chyba po prostu potrzebowałam czyjegoś towarzystwa. Zauważyłam ją. Z początku jej nie poznałam, bo założyła spodnie i tunikę. Włosy miała związane w warkocz. U jej pasa dostrzegłam sztylet. Czyżby była gotowa do walki? Skarciłam się w myślach za to, że sama nie pomyślałam, by zabrać ze sobą jakąś broń.
     — Łucja! — krzyknęłam, chcąc by się zatrzymała. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Podbiegłam do niej, starając się złapać oddech.
     — Po co za mną idziesz? — zdziwiła się. Wyprostowałam się, patrząc na nią.
     — Edmund poszedł na wojnę — rzekłam. Łucja zmrużyła oczy, krzyżując ręce na piersi.
     — Mówiłam byś się odczepiła od mojego brata — syknęła. Zacisnęłam wargi, starając się nie wybuchnąć
     — Przestaniesz w końcu? Nic ci złego nie robię. Mam teraz wiele więcej zmartwień i kłócenie się z tobą to ostatnia rzecz na jaką mam ochotę — oznajmiłam. Dziewczyna uspokoiła się trochę. Po chwili odwróciła się, idąc dalej. Przewróciłam oczami. Nie będzie łatwo, byłam tego świadoma. Ruszyłam za nią, nie chcąc zostawać w tyle. — Masz jakiś pomysł? — spytałam, nie wiedząc jak na to zareaguje. Być może będzie mnie olewać lub znowu zacznie się kłócić. O kolejnej bójce wole nie wspominać. Jeżeli Łucja mnie zdenerwuje i będzie chciała się bić, trafię ją w to miejsce, które wczoraj pokazał mi Edmund i będzie leżała, czekając aż wrócą do niej siły.
     — Chcę znaleźć Aslana. On na pewno nam pomoże — rzekła. Prychnęłam.
     — Aslan? Ty tak serio myślisz, że go znajdziemy? Myślisz, że go obchodzimy? — spytałam. Łucja zatrzymała się nagle, odwracając w moją stronę.
     — Nie znasz go! — warknęła. Skrzyżowałam ręce na piersiach.
     — Tak samo jak ty. Marnuj swój czas, z chęcią popatrzę jak go szukasz. O! A może jest w tej dziupli? — Podeszłam do drzewa, zaglądając do środka. Po chwili pokręciłam głową. — Ojej, nie ma. A może tam, pod korzeniami?
     — Przestaniesz?! — Łucja była czerwona na twarzy. Denerwowało ją moje zachowanie nie mniej niż mnie jej.
     — Poczekaj! Zapomniałam, że. Go. Tu. Nie. Ma — powiedziałam, akcentując każde słowo.
     — Cicho głupia! Aslan nam pomoże. — Łucja wciąż obstawiała przy swoim. Westchnęłam głośno.
     Te całe poszukiwanie Aslana nie miało najmniejszego sensu. Już od jakieś pół godziny łaziłyśmy po lesie, nie poczynając żadnego progresu. Bolało mnie to, że przez ten cały czas Edmund walczy o Narnię. A co jeśli został ranny? A może już jest po wszystkim? Musiałam wyrzucić z głowy złe scenariusze.
     Po pewnym czasie znalazłyśmy się blisko zamku Piotra. Spodziewałam się ujrzeć armie, tysiące rycerzy walczących między sobą. Zdziwiłam się kiedy niczego takie nie zastałam. Nie było tu nikogo. Czyżby już było po wszystkim? To nie możliwe. Poczułam jak serce bije mi szybko. Gdzie jest Edmund? zaczęłam biec w stronę grodu. Miałam pewne przeczucie, że tam właśnie znajdę chłopaka.
     — Wracaj! — krzyknęła Łucja. Ja jednak jej nie słuchałam. Słyszałam, że biegnie za mną, próbując mnie przekonać, że to co robię jest głupie. Nie zamierzałam się jej słuchać. Przyspieszyłam, czując ogień w płucach.
     Wbiegłam na plac, żałując tego po chwili. Na dziedzińcu stali strażnicy.
     — Mówiłam, że to nie jest dobry pomysł! — Łucja uderzyła mnie w ramię, kiedy dwóch mężczyzn podeszło do nas, wyciągając broń. Co prawda dziewczyna miała przy sobie sztylet, jednak i tak nie miałyśmy szans. Ich było więcej i z pewnością walczyli lepiej od nas.
     — Ruszaj się! — Jeden z nich, dźgnął mnie delikatnie mieczem w ramię, rozcinając moją koszulę. Na białym materiale pojawiły się krople krwi. Zacisnęłam zęby, idąc przed siebie. Na plecach czułam ostrze, więc próbę ucieczki wybiłam sobie z głowy. Zerknęłam na Łucję. Dziewczyna kipiała złością. Gdyby nie fakt, że są tu strażnicy, rzuciłaby się na mnie, chcąc obedrzeć mnie ze skóry. Nie przejmowałam się nią. Bardziej obchodziło mnie to gdzie ci mężczyźni nas prowadzą. Wyglądało to tak jakby żadnej wojny tu nie było. Przecież podobno Jadis zaatakowała zamek! Potrzebowałam wyjaśnień i to jak najprędzej.
     Zaprowadzono nas do sali tronowej. Zdziwiłam się, widząc Piotra. prędzej spodziewałam się ujrzeć Białą Czarownicę.
     — Wyjdźcie. — Piotr podszedł w naszą stronę. Strażnicy spojrzeli na siebie, jakby nie rozumieli polecenia.
     — Ale panie...
     — Nie wyraziłem się jasno? — Chłopak podniósł głos. Mężczyźni ucichli i posłusznie opuścili salę. Kiedy drzwi się zamknęły, wybuchnęłam.
     — Co się tu do cholery dzieje?! — spytałam gniewnie. Naprawdę nie miałam ochoty widzieć się teraz z Piotrem, już chyba bardziej odpowiadało mi towarzystwo Łucji.
     — Dobrze cię znowu widzieć Mirin — rzekł, uśmiechając się jakbym wcale się nie odzywała. Zacisnęłam pięści, starając się opanować. Po chwili Piotr spojrzał na swoją siostrę. Miałam nadzieję, że Łucja go uderzy, w końcu on próbował ją sprzedać i gdyby Edmund jej nie odbił, pływałaby sobie statkiem po morzu, lub tkwiłaby zamknięta w domu jakiegoś szlachcica. Jakiż wielki był szok, kiedy dziewczyna podeszła do niego i przytuliła mocno. Moje usta otworzyły się szeroko. Wybaczyła mu? Rozluźniłam pięści, niczego nie rozumiejąc.
     — Powie mi ktoś w końcu o co tu chodzi? — spytałam ponownie. Łucja odsunęła się od brata. W jej oczach lśniły łzy.
     — Zostawisz nas na chwilę? — Piotr szepnął do niej. Dziewczyna otarła twarz, kiwając głową. Po chwili zniknęła nam z pola widzenia. Skrzyżowałam ręce na piersi.
     — Czekam na wyjaśnienia — rzekłam ostro. Trybiki w mojej głowie chodziła na zwiększonych obrotach, próbując pojąć wszystko. Nie było to jednak takie proste. — podobno Jadis zaatakował zamek. jakoś jej tu nie widzę — powiedziałam. Piotr zrobił niewielki krok w moją stronę, a ja starałam się nie odsunąć. Musiałam grać twardą, nieugiętą. Błagałam w myślach by moje ciało nie drżało ze strachu.
     — To prawda, Jadis tu była, ale wycofała się po krótkim czasie — rzekł. Serce zabiło mi szybciej.
     — Dlaczego? — tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Chłopak wzruszył ramionami.
     — Nie mam pojęcia — odrzekł. Po chwili zakręciło mi się w głowie od nadmiaru wiadomości. Skoro Jadis się wycofała gdzie w takim razie jest Edmund?
     — A twój brat i Kaspin? — zapytałam, mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Piotr napiął mięśnie. Zacisnął mocno szczękę, oddychając głośno. Zaczął pykać po kolei każdą kostką. Od tego dźwięki zrobiło mi się słabo.
     — Kiedy tu przyszli, Jadis już nie było, więc rozbili obóz na wschód stąd — powiedział. Po chwili podszedł do mnie, łapiąc moje ramiona. — Mirin, powiedz mi, dlaczego on? W czym Edmund jest lepszy ode mnie? Co ci się w nim takiego podoba? — spytał. Czułam ból w miejscu, gdzie jego dłonie zaciskały się na moich rękach, jednak starałam się go ignorować.
     — Ta wasza chora rywalizacja do niczego nie zmierza! Możesz w końcu mu odpuścić? — spytałam, próbując go od siebie odsunąć. Piotr jednak nie zamierzał mnie puścić. Przystawił mnie do ściany, pozbawiając na moment tchu. Jęknęłam czując ból. Powstrzymywałam łzy przed wypłynięciem. Nagle Piotr mnie puścił. Straciłam na moment równowagę i gdyby nie to, że za mną znajdowała się ściana, upadłabym na podłogę.
     — Przepraszam — powiedział nagle, a ja myślałam, że się przesłyszałam. Piotr mnie przepraszał? To do niego nie pasowało. — Mirin, nie patrz tak na mnie. Ja nie chcę ciebie skrzywdzić — dodał. Zaśmiałam się. Akurat w to mu nie uwierzę. Wciąż pamiętałam jak mnie potraktował. Na moich plecach już do końca życia pozostaną blizny jakie zadał mi strażnik na rozkaz Piotra.
     — Oszpeciłeś mnie. Jak mam ci w ogóle wierzyć? Wiesz ile bólu mi zadałeś? Wciąż to robisz. Gdyby nie ty, nie byłoby wojny. To wszystko jest twoja wina! — powiedziałam, czując jak po policzkach spływają mi łzy. Otarłam je prędko, robiąc krok do tyłu. — Błagam, zostaw mnie. Pogódź się z tym, że wybrałam twojego brata. Pozwól mi teraz odejść. Chce się z nim zobaczyć, bo później mogę już nie mieć okazji — dodałam. Patrzyłam na twarz Piotra, szukając na nich jakichkolwiek emocji. Dobrze je jednak przede mną ukrywał.
     — Proszę cię, nie myśl o mnie źle — rzekł. Nagle przyciągnął mnie do siebie, całując pospiesznie moje wargi. Serce podeszło mi do gardła, kiedy ujął moją twarz. Po chwili odsunął się, puszczając mnie. — Idź — polecił. Nie trzeba było tego powtarzać drugi raz. Rzuciłam się pędem przed siebie.
     Kierowałam się na wschód. Nie musiałam daleko biec, bo po chwili ujrzałam obozowisko. Zaczęłam szukać wzrokiem Edmunda. Zauważyłam go w końcu. Stał przy jednym z namiotów. Starałam się nie myśleć dłużej o Piotrze. Skupiłam się na jego bracie, co wcale nie było takie trudne. Przyspieszyłam, mijając centaury, które nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Kilka faunów ostrzyło swoje miecze. Minotaury wraz z niedźwiedziami siedzieli przy ognisku. Przemknęłam między gepardem i karłem, znajdując się coraz bliżej Edmunda.
     — Ed! — zawołałam. Chłopak odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy wymalowane były liczne emocje. Pochwycił mnie w ramiona, przytulając mocno.
     — Mirin, co tu robisz? — spytał zdziwiony. Ujęłam jego twarz i przejechałam kciukiem po jego żuchwie, wyczuwając pod palcami zarost. Chciałam go zapamiętać takiego jakim był. Co jeśli się już nigdy nie zobaczymy? Nie wierzyłam by Biała Czarownica odpuściła. To z pewnością zasadzka.
     — Dlaczego nie powiedziałeś mi, że idziecie? — spytałam cicho, wciąż wodząc palcem po jego twarzy.
     — Nie chciałem cię mieszać w tą wojnę. Pragnąłem tylko byś była bezpieczna — rzekł. Westchnęłam cicho.
     — Dlatego zostawiłeś mnie z Łucją? — spytałam. Chłopak pochylił się, opierając swoje czoło o moje. Mogłam tak trwać całą wieczność. Jego ciepły oddech otulał moją twarz.
     — Tak w ogóle to gdzie ona jest? — spytał. Zacisnęłam usta w wąską linię.
     — Na zamku Piotra — rzekłam. Edmund westchnął cicho.Miałam nadzieję, że chociaż on nie będzie robić problemów. Piotr to jego brat, niech w końcu mu wybaczy, albo chociaż zakończy tą głupią rywalizację.
     Nagle poczułam na ramionach zimne płatki śniegu. Wiedziałam, że zwiastują one Jadis. Chłodny wiatr zmierzwił moje włosy. Zadrżałam, czując chłód. Ed objął mnie ramieniem.
     — Chodź do namiotu, robi się zimno — rzekł. Kiwnęłam głową.
     W środku nie było wcale tak zimno jak się spodziewałam. Gruba warstwa materiału chroniła przed zimnem.
     — Co ci się stało? — Chłopak wskazał na moją pokrwawioną koszulę. Machnęłam ręką.
     — To tylko małe zadrapanie — odparłam. Kolejna blizna do kolekcji. Edmund podszedł do mnie, zsuwając mi ubranie z ramienia. Miał taką ciepłą skórę. — To nic takiego — powtórzyłam. Nie chciałam by zajmował się teraz mną. Z resztą już mnie nie bolało.
     — Macie jakieś plany? Jadis z pewnością nie porzuciła chęci zemsty. To tylko kwestia czasu kiedy zaatakuje — powiedziałam. Chłopak westchnął głośno, siadając. Przyciągnął mnie do siebie tak, że znalazłam się na jego kolanach. Usiadłam do niego przodem, chcąc widzieć jego twarz. Dotknęłam jego skroni, przejeżdżając kciukiem po jego brwiach.
     — Obiecaj, że nie będziesz uczestniczyć w wojnie — polecił, kładąc dłonie na moich plecach. gdyby nie koszula, dotykałby bezpośrednio moich blizn. Czy czuł zgrubienia na skórze? Czułam się okropnie z myślą, że jestem oszpecona.
     — A ty mi obiecaj, że nic ci się nie stanie — szepnęłam, dotykając palcem jego dolnej wargi. Edmund spojrzał mi w oczy, jednak nie odpowiedział. Nie mógł mnie zapewnić, że wyjdzie z tego cały. Westchnęłam cicho.
     — Zrobię wszystko co w mojej mocy by do ciebie wrócić — powiedział w końcu. Uśmiechnęłam się smutno. Zbliżyłam swoją twarz do jego, całując delikatnie jego usta. Ujęłam jego twarz, czując jak Ed wsuwa dłonie pod moją koszulę. Teraz naprawdę dotykał moich blizn. Przejechał palcem wzdłuż mojego kręgosłupa, sprawiając, że serce zabiło mi szybciej. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że go kiedykolwiek zabraknie. Straciłabym wtedy wszystko.
     — Edmund... — Wzdrygnęliśmy się oboje, słysząc głos Zuzanny. Odsunęłam się od chłopaka, czując jak na moje policzki wyskakują rumieńce wstydu. Zeszłam z jego kolan, a wtedy on wstał. — Kaspian chciał z tobą rozmawiać — rzekła jego siostra. Chłopak posłał mi jeden z swoich uśmiechów i wyszedł z namiotu. Zuzanna spojrzała na mnie, unosząc brew do góry.
     — No co? — spytała. Dziewczyna uśmiechnęła się.
     — Po prostu głupio jest mi patrzeć jak mój młodszy brat całuje się z dziewczyną. Zapominam, że jest już dorosły — powiedziała. Nie miałam rodzeństwa, więc nie wiedziałam co to za uczucie, mimo to przytaknęłam, starając się ją zrozumieć.

_______________________________________________
Cześć :)) Jestem zadowolona z rozdziału <: Jakbyście mieli jakieś pytania związane z treścią to je śmiało zadajcie, na wszystko odpowiem ☺ 
Pisząc ten rozdział, poczułam emocje, które towarzyszyły mi kiedy pierwszy raz oglądałam OzN ♥ 
Ogólnie spadł dziś rano u mnie śnieg :)) (przez co pociąg spóźnił mi się 30 minut...) jednak już stopniał :c
Widzimy się w komentarzach (mam nadzieję ♥)
oreuis

4 komentarze:

  1. Więc Mirin jest córką Jadis? No nieźle.
    Miała być bitwa, miało być tak pięknie (i krwawo!), ale Biała Czarownica przestraszyła się cudownych, lśniących włosów Kaspiana (musiałam o nim wspomnieć, bo dawno go tutaj nie było).
    Pierwszy raz zgadzam się z Łucją. Mirin, zacznij myśleć. To, że nikogo nie widać, nie znaczy, że nikogo tam nie ma. Koniec hejtu.
    I oczywiście na koniec Zuzanna. Brawa dla mistrza w przerywaniu *Zjawa wstaje i klaska*
    Tak z innej beczki to nie ma to jak komentować twój rozdział i komentarz twojego komentarza u siebie XD
    To na razie tyle co miałam do przekazani C:
    Weny ♥
    ~Zjawa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto powiedział, że Mirin jest córką Jadis? <: Po prostu ją nawiedza w snach ☺
      Dzięki za komentarz c:
      oreuis

      Usuń
  2. Niech Piotr se już kogoś znajdzie albo niech oznajmi wszem i wobec, że pragnie być do końca życia sam, byle nie zarywał do Mirin.
    Pragnę zauważyć, że Mirin ciągle dotyka zarostu Edmunda. Robi to all the time kiedy nadarzy się okazja i gdy nikt nie widzi. Pewnie jej reakcja jest taka: *przejeżdża opuszką palca po zaroście i uśmiecha się do siebie. - Cholera, to kuje.*
    Niech wojna tak szybko nie nadchodzi. No wiesz, musi być najpierw utworzony klimat, ma być zimno, wszędzie śnieg i niech mają ulepszone zbroje z kapturami albo futerkiem, by było im ciepło. Możesz wtedy zrobić sygnaturkę z Edmundem w ciele Jona Snowa. Hyhy. A jego wilkorem będzie gruby lisek.
    Musisz stworzyć zły charakter - pomagiera Jadis, który będzie:
    a) przeciwieństwem Edmunda, czyli blondyn i takie tam
    b) będzie wysoki, ciemne włosy trochę dłuższe ala Dorian Grey. Taki mroczny, blady z chyrym uśmieszkiem.
    i potem będzie przystawiał się do Mirin, ale nic z tego nie będzie, bo to syn Jadis i jakiegoś telmara albo innego takiego. Edmund wtedy będzie chciał jak najszybciej pokonać Jadis, bo jej syn będzie go irytował, ale nie będzie wątpił w wierność Mirin.
    ~K.T. & Fat Lily

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham tego bloga i liczę na następne rozdziały weny życzę:D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz c:

.
.
.
.
.
.
template by oreuis