wtorek, 1 marca 2016

Część druga: Rozdział 19

 
     Pomogłem Llion wejść na konia. Dziewczyna objęła mnie by nie spaść, a ja ruszyłem w drogę.
     Wyjechaliśmy z miasta, a potem z wioski. Chciałem znaleźć się w jakimś cichym i spokojnym miejscu. Ciepły wiatr muskał moje policzki i mierzwił włosy. Już nie pamiętałem kiedy ostatnio mogłem sobie pozwolić na chwilę wytchnienia.
     Zatrzymałem konia gdy znaleźliśmy się na niewielkiej polance. Zeskoczyłem na ziemię. Trawa sięgała mi prawie kolan. Była miękka i zielona. Nikogo dawno tu nie było. Wyciągnąłem ręce w stronę Llion, pomagając jej zejść. Dziewczyna była lekka. Uniosłem ją i delikatnie postawiłem na ziemi. Przywiązałem konia do jednego z drzewek by przypadkiem nie uciekł — nie chciałbym wracać taki kawał do zamku i to w dodatku na pieszo. Zwierzę zaczęło skubać zieloną trawę, więc spokojnie się oddaliłem.
     Llion biegła przede mną, zachowując się jak mała dziewczynka. Słyszałem jej radosny śmiech i urywany oddech. Nagle dziewczyna zahaczyła suknią o krzak. Do moich uszu dobiegł odgłos rwanego materiału i po chwili sukienka sięgała jej już tylko do ud.
     — O nie, mamie bardzo się podobała. Powiedziała mi bym jej nie zniszczyła — rzekła, próbując wyplątać materiał z gałęzi. Na nic to się jej zdało, porwała go jeszcze bardziej. Westchnęła więc ze zrezygnowania. — Jak myślisz, mogę tak wrócić na zamek? — spytała, stając na przeciw mnie. Wskazała na swoje nogi, czekając na odpowiedź. Moje usta wygięły się w uśmiechu. Llion wyglądała jak łobuz, który przedzierał się przez krzaki i teraz cały jest w podartych ubraniach. Cieszyłem się, że dziewczyna zaczyna traktować mnie jak przyjaciela.
     — Sam nie wiem. Wszyscy pomyślą, że masz jakiegoś niewyżytego męża — rzekłem. Llion zaśmiała się głośno, a jej policzki zrobiły się purpurowe.
     — Czy to była zapowiedź tego co mnie czeka? — zapytała, unosząc brew do góry. Oparła dłonie na biodrach, uśmiechając się. Jej brwi przybrały łagodny kształt. W świetle księżyca nie wyglądała już jak dziewczynka, tylko jak kobieta. Wiatr rozwiał jej włosy i podrażnił rumiane policzki. Westchnąłem cicho.
     — Spotykałaś się z kimś zanim zły los zechciał bym został twoim mężem? — spytałem. Llion opuściła ręce wzdłuż tułowia. Po chwili pokręciła głową.
     — Chyba jeszcze nie dorosłam na tyle, aby się z kimś spotykać — powiedziała. — To znaczy, nie licząc ciebie — dodała prędko, krzyżując ręce za plecami. Zrobiło mi się jej żal. Czy Angelina w ogóle kierowała się dobrem córki? Na siłę wyciągnęła ją z dziecięcego świata i rzuciła od razu na głęboką wodę, nie dając żadnych wskazówek co dalej robić.
     — A ty miałeś kogoś przede mną? — Z zamyśleń wyrwał mnie delikatny głos Llion. Spojrzałem na nią, orientując się, że czeka na odpowiedź. Poczułem jak gardło mi się zaciska. Spuściłem wzrok.
     — Nie — odparłem. Na moment zapadła cisza. Nie chciałem znowu wspominać o Mirin. To już przeszłość. Teraz mam żonę i to o nią muszę się martwić.
      Llion podeszła do mnie, trącając moją dłoń. Spojrzałem na nią. Policzki dziewczyny znowu stały się purpurowe — w ogóle nie potrafiła ukrywać emocji. Po chwili chrząknęła.
     — Możemy się już nie całować? — spytała. Uniosłem brwi do góry. — To strasznie drapie — dodała.
     — Proszę? — Teraz to ja zrobiłem się cały czerwony. O co jej chodziło? Może po prostu uważa, że źle całuje.
     — Twoja broda. Strasznie kuje — powiedziała, wyciągając dłoń i dotykając mojej żuchwy.
     — Oh — wyrwało mi się. Podrapałem się po policzku, czując miękki zarost. Wcale nie był kujący. Jeszcze nikomu nie przeszkadzał — to znaczy, Mirin nie przeszkadzał. Westchnąłem głośno.
     — Dobra, zgolę się — rzekłem.
     — Nie! Nie chodziło mi o to. — Llion ujęła moją twarz w obydwie dłonie. — Przecież i tak nie będziemy się całować, a skoro lubisz swoją brodę to nie widzę sensu by się jej pozbywać — rzekła, uśmiechając się.

     Llion siedziała, opierając się o moje ramie. Patrzyliśmy na wschodzące słońce. Było tak cicho i spokojnie. Delikatny wiaterek mierzwił nasze włosy, a pierwsze promienie słońca muskały naszą skórę. Mógłbym trwać tak całe wieki.
     — Jak myślisz, martwią się o nas? — Cisze przerwał zmęczony głos Llion. Wiedziałem, że jest zmęczona, sam z chęcią bym się położył i odpoczął. Nie spaliśmy całą noc tylko rozmawialiśmy przeważnie na błahe i bezsensowne tematy.
     — Pewnie nawet nie zauważyli, że nas nie ma — odparłem. — Chcesz wracać? — spytałem po chwili, przekręcając głowę w jej stronę.
     — Trochę zgłodniałam — przyznała. Uśmiechnąłem się, wstając. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę pomagając się podnieść. — Mogę teraz ja jechać z przodu? — zapytała kiedy podeszliśmy do konia. Dziewczyna pogłaskała go po szyi.
     — Jeżeli wiesz do czego służą lejce — zażartowałem. Llion uderzyła mnie w ramię.
     — Jesteś okropnym mężem — rzekła, wdrapując się na konia. Nie przełożyła nogi na drugą stronę, tylko usiadła po damsku, zapewne dlatego, że miała podartą sukienkę. Zająłem miejsce za nią. — Lepiej się mnie trzymaj. Nie zawrócę jak zlecisz na ziemię — zaśmiała się. Objąłem ją w ostatnim momencie, bo koń pogalopował przed siebie, zostawiając polanę z tyłu.
   
     — Dzieci! — Angelina zbiegła ze schodów, widząc nas. Zszedłem z konia, biorąc Llion na ręce. — Jak ty wyglądasz? — Kobieta chwyciła skrawek sukienki swojej córki. Po chwili spojrzała na mnie, unosząc brew do góry. Westchnąłem cicho. Pewnie zaraz zaczną się niekomfortowe pytania.
     — Mamo daj spokój, nic się przecież nie dzieje. — Llion jako pierwsza się odezwała. Odsunęła się od niej, podchodząc do mnie. Ujęła moją dłoń i pociągnęła w stronę schodów.
     Poszliśmy się przebrać. Zakładałem właśnie nową koszulę, kiedy do komnaty wparowali mi Kaspian i Piotr. Cali promienieli zupełnie jak małe dzieci, które dostaną masę słodyczy.
     — No Edziu. — Piotr chwycił mnie za szyję, targając moje włosy.
     — Puszczaj! — Starałem mu się wyrwać, ale nic z tego. W końcu spełnił moją prośbę. Przygładziłem sterczące kosmyki, patrząc na brata niepewnie.
     — Opowiadaj — polecił Kaspian, siadając z Piotrem na moim łóżku. Chłopak przyciągnął do piersi poduszkę, obejmując ją. Obydwaj patrzyli na mnie, czekając aż coś powiem, tyle, że ja nie wiedziałem o co im chodzi.
     — Niby co? — spytałem niepewnie. Zaśmiali się, klepiąc siebie nawzajem po plecach jakbym powiedział śmieszny kawał.
     — Ty i twoja żoneczka wymknęliście się z wesela — powiedział Piotr. Przewróciłem oczami. Mogłem się tego spodziewać.
     — Czekamy na wszystkie szczegóły — rzekł Kaspian. Westchnąłem głośno, zastanawiając się jak w kulturalny sposób im powiedzieć, że nie spałem z Llion. I tak by mi nie uwierzyli.
     — Nie mam o czym wam mówić — odparłem, mając nadzieję, że zakończyłem w ten sposób temat. Oni jednak byli nieznośnie uparci i upierdliwi.
     — Tajemnice przed nami? Ed, przecież nie będziemy się śmiać — powiedział Piotr. Spiorunowałem go wzrokiem. Akurat do śmiania się ze mnie on jest pierwszą osobą.
     — Nie wstydź się. Wymienimy się swoimi historiami — odrzekł Kaspian. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Czy jeżeli udam, że źle się czuję, uwierzą mi i dadzą mi spokój?
     — Ej, zaraz. — Piotr trącił Kaspiana w ramię. — Ty nie możesz dzielić się z nami twoją historią, bo spotykasz się z Zuzanną. Nie chcę słuchać o życiu erotycznym mojej siostry — powiedział.
     — A ja nie chcę słuchać i mówić o żadnym życiu. Dacie mi w końcu spokój? — rzekłem w końcu. Obydwaj spojrzeli na mnie. Po chwili westchnęli, podnosząc się z łóżka.
     — Dobra, to zbyt świeża rana, pogadamy jak się zabliźni — rzekł Piotr, klepiąc mnie w ramię. Uśmiechnął się głupio, puszczając mi oczko. Otworzyłem im drzwi, nakazując się pospieszyć.

3 komentarze:

  1. Jest szansa na dalsze rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie rozdziały?! Co z Mirin?! Jak mogłaś zatrzymać w takim momencie?! Jeśli to przeczytasz wiedz,że czekam na rozdział. Weny życze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie jest świetne, bardzo wciągające...dlatego też błagam o dalsze rozdziały! Ba, ja nawet ofiaruje swoją pomoc. Tylko proszę o dalszą część tej opowieści :)
    Pozdrawiam
    Vivenn

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz c:

.
.
.
.
.
.
template by oreuis